Autor: Arkadiusz Więcko
Co robi z nami muzyka? Wspólne muzykowanie – forma zabawy, terapii zajęciowej, a może miejsce przebywania?
Muzyka nie jest „po co”
Wspólne muzykowanie rodzi szereg pytań. W czym jeszcze, poza sferą dźwięków, słów, emocji, realnie uczestniczymy podczas muzykowania? Czy skłonni jesteśmy uznać za prawdziwy pogląd, że muzykę współtworzy także cisza? Czy jest coś takiego w muzyce co oddziałuje na nas i my nie sprawujemy nad tym kontroli? Co tak naprawdę muzyka robi z nami? Co jest najistotniejsze w przeżywaniu muzyki?
Pragnę jasno postawić tezę: muzyka, podobnie jak człowiek–parafrazując powiedzenie polskiego filozofa, profesora Tadeusza Gadacza – nie jest „po co”. Spróbuję wyjaśnić skąd bierze się we mnie sceptyczny stosunek do tzw.muzykoterapii. Muzyka, podobnie jak człowiek, nie lubi być środkiem do innych celów niż ona sama. Muzyka jest zazdrosna o inne cele niż ona sama! Kiedy muzykę traktujemy przedmiotowo, a nadrzędnym celem naszych działań staje się np. terapia, to wówczas uczestnicy -tak rozumianego muzykowania- mocno ograniczają swoje szanse na współprzeżywanie, współodczuwanie muzyki w wymiarze wolnym od myśli i słów. Tracą możliwość spotkania ze sobą na poziomie ludzkich serc, poczucia jedności w głęboko ludzkiej wspólnocie, gotowej na ten krótki czas przyjąć każdego z jego odmiennością, zranieniami i lękami, jego tajemnicą.
Aby doszło do wspólnego „przebywania” i przeżywania muzyki w jej duchowym wymiarze musimy wpierw wytworzyć właściwą przestrzeń poprzez wolne i szczere zaangażowanie naszych emocji, użycie odpowiednich dżwięków,rytmów, które najpierw nas samych- prowadzących muzykowanie- wewnętrznie poruszą. Trzeba uruchomić proces „rozgrzewania” ludzkich serc dźwiękami, rytmizacją zaczynając… od siebie. Dopiero wtedy przebywanie ze sobą w przestrzeni muzycznej –moim zdaniem- nabiera charakteru prawdziwie leczniczego /terapeutycznego/, gdy staje się wolne od przedmiotowej presji, doraźnych „nacisków” celem uzyskania oczekiwanych efektów, staje się otwarte na …niespodziewane.
Trzeba nam się uwolnić od imperatywu wywierania wpływu, żeby kogoś czegoś nauczyć , coś osiągnąć czy skorygować. To właśnie wtedy, kiedy zminimalizujemy w sobie nasze oczekiwania – paradoksalnie! – jesteśmy najbardziej wolni, otwarci na przeżywanie muzyki w sobie i w partnerach, którzy nam towarzyszą. Kiedy „nie musimy” , a jedynie „możemy”, kiedy „nie oczekujemy spodziewanych rezultatów”, a „nastawiamy się na niespodziankę, element zaskoczenia”, przestajemy pracować głową, a zaczynamy „czuć”, kiedy dobrowolnie rezygnujemy ze „sprawowania kontroli”.
Jeśli w muzykowaniu z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie gotowi jesteśmy zastąpić pedagogikę terapii – pedagogiką wpatrywania się opartej na wspólnym, otwartym na siebie i uważnym przebywaniu ze sobą, to będzie nieomylny znak, że wyzbyliśmy się pokusy przedmiotowego traktowania muzyki.
Wspólne przebywanie to już nie terapia
We wspólnym, bezinteresownym muzykowaniu otwiera się przed nami szansa na uwolnienie dobrej, zbawczej, życiowej energii także w osobach, które dotąd skazane były na niezrozumienie i odosobnienie. To właśnie za sprawą nieskrępowanych – przedmiotowym podejściem do muzyki- działań może dojść do prawdziwie duchowego spotkania uczestników i wzajemnego przenikania dobrej, życiodajnej energii. Tak zwane efekty terapeutyczne pojawią się mimowolnie jako „produkt uboczny” wspólnego przebywania w przestrzeni muzycznej. Uczestnicząc wtedy we wspólnym muzykowaniu wchodzimy w stan kontemplacji! Nie zawsze się to udaje, bo najpierw sam prowadzący zajęcia musi odpowiednio „nastroić się”, wyciszyć, poczuć „lekkość w sobie”. Przeżywanie kontemplacyjne muzyki nie musi się przy tym odbywać „na smutno”, wyłącznie „poważnie”, a wręcz przeciwnie może prowadzić do stanów zachwytu, upojenia , lecz w sposób nie wymuszany beatem czy rytmicznym klaskaniem. Uczucie radości potrafi przyjść w trakcie muzykowania zarówno „na smutno” jak i „na wesoło”.
Z takich żródeł wychodzące muzykowanie nabiera dopiero właściwego charakteru „leczniczego”, bo dosięga duchowych obszarów ludzkiej osoby znajdujących się już poza kontrolą umysłu! A co jest ważniejsze w każdej treapii, jeśli nie dobro samego pacjenta?
Prowadzący zajęcia muzyczne zajmując postawę „pustych rąk” i rezygnując dobrowolnie z roli wyłącznego sprawcy muzycznego zdarzenia stawia niepełnosprawnych uczestników muzykowania na równi ze sobą. Jedni i drudzy stają wtedy po jednej i tej samej stronie: jako biorcy ale i dawcy zarazem, świadkowie tego, co będzie im dane jako uczestnikom wspólnie przeżywać „na gorąco” podczas muzycznej siesty. Wówczas nawet profesjonaliści łatwiej gotowi są zrezygnować ze swoich muzycznych „świętości” takich jak rytm, melodia czy harmonia! Chwilowe zaburzenia rytmu czy harmonii dźwięków godnie potrafi wówczas zastąpić harmonia spojrzeń, a muzyczne uniesienia przeradzają się w poczucie jedności, bliskości, pozawerbalnego, duchowego porozumienia! A wszystko to za sprawą niezwykłego bogactwa przeżywanych emocji i otwarcia się na obecność elementu sacrum. Stajemy się uczestnikami żywo obecnej magii sztuki przez duże S.
Z zamiłowania do śpiewania
Zanim przejdę do scharakteryzowania metody według której odbywają się próby Zespołu Piosenki Naiwnej, pozwolę sobie na przedstawienie w miarę krótko historii zespołu. Soliści Zespołu Piosenki Naiwnej – osoby niepełnosprawne intelektualnie: Iwona, Grażyna, Ola, Marek, Krzysztof jak i dwaj spośród muzyków im akompaniującym: Arek Więcko-gitarzysta, Marek Dorożyński-skrzypek wywodzą się ze szczecińskiej wspólnoty Międzynarodowego Ruchu „Wiara i Światło”. Pozostali muzycy występują z zespołem gościnnie z okazji różnych projektów m.in. Marcin Pepe-Olkowski, trębacz ze szczecińskiej filharmonii o jazzowych inklinacjach oraz Rafał Krzanowski, perkusista, adiunkt Akademii Sztuki w Szczecinie, prowadzący na co dzień zespół bębniarzy „Sambal” grający w rytmach samby. Wspomniany ruch „Wiara i Światło” – o czym warto wiedzieć – został zapoczątkowany w 1971 roku światową, oddolnie przygotowaną pielgrzymką do Lourdes, skupia osoby niepełnosprawne intelektualnie, ich rodziny i przyjaciół we wspólnotach o charakterze chrześcijańskim ale zarazem ekumenicznym. Zdarzają się w świecie wspólnoty w których są obecni przedstawiciele różnych wyznań/np.w Wielkiej Brytanii, Rosji/, a także …ateiści. Taką bowiem zdolność bezwarunkowej akceptacji – oprócz wielu innych, cennych darów – posiadają nasi słabi, niepełnosprawni intelektualnie przyjaciele. W Szczecinie mamy pięć wspólnot , a ich początki sięgają 1983 roku. Fenomen tych spotkaniowych wspólnot polega między innymi na tym, że tak zwani słabi – osoby o „wysokim ilorazie serca” są przewodnikami tak zwanych silnych – osób o „wysokim ilorazie inteligencji” w świecie ludzkich relacji; ucząc tych ostatnich nawiązywania bliskich, szczerych więzi przyjaźni. To prawdziwy uniwersytet ludzkich relacji! Wiem , że w Berlinie istniała do niedawna wspólnota „Wiara i Światło” na gruncie społeczności ewangelickiej.
Można rzec, że Zespół Piosenki Naiwnej wywodzi się ze spotkania na wspólnotowym gruncie osób niepełnosprawnych intelektualnie oraz ich przyjaciół uczestniczących w międzyn.ruchu „Wiara i Światło”. Stąd bierze się istotna rola bliskich relacji w zespole. Szczególną rolę w naszej długoletniej przyjaźni odegrało zamiłowanie do śpiewania. Zespół działa w przestrzeni publicznej od 2005 roku, kiedy to za namową zaprzyjażnionego muzyka Irka Leciejewskiego, szczecińskiego gitarzysty w stylu bossa nova, nagraliśmy „domowym” sposobem płytę na której zarejestrowane zostały głosy naszych niepełnosprawnych intelektualnie przyjaciół w starych, śpiewanych od lat we wspólnocie, piosenkach. Głównym motorem tej inicjatywy było uświadomienie sobie faktu, że nasi soliści starzeją się szybciej niż nam się to wydaje, tracąc młodzieńcze siły. Za wydaną „chałupniczo” płytą poszedł promocyjny koncert, który zespół /jeszcze bez nazwy/dał dla swoich przyjaciół w wynajętym do tego celu, znanym szczecińskim klubie „13 Muz”.
Kiedy po pierwszym publicznym koncercie nasze solistki Iwona i Grażyna zapytały: kiedy następny występ? Stało sie jasne, że nie ma odwrotu. Niebawem urodziły się jak grzyby po deszczu, pierwsze autorskie piosenki pisane w nawiązaniu do osobistych historii życia naszych solistek. Tu muszę zaznaczyć, że nie jestem ani zawodowym tekściarzem, ani też muzykiem. Czuję się raczej muzykantem, który dzieli się swoim zamiłowaniem do muzyki. Mam wrażenie, że piosenki napisane dla zespołu to dar Niebios złożony w moje ręce ale – w co nie mam żadnych wątpliwości- dany mi ze względu na moich niepełnosprawnych intelektualnie przyjaciół.
Zależało mi od początku publicznych występów, by nasi soliści mieli swój własny styl, a więc i autorski repertuar – zasługują na to. Po to także, żeby nikt ich nie porównywał z tak zwanymi gwiazdami piosenki szukając łatwego wytłumaczenia ich obecności na scenie. Nasi soliści są gwiazdami samymi w sobie! Stać ich na własny, niepowtarzalny styl na scenie i w sobie właściwy sposób przeżywają muzykę. Są przy tym spontaniczni, inspirujący – o czym najlepiej świadczy fakt, że profesjonalni artyści godzą się dobrowolnie na wspólne z nimi występy, widząc w tym wyjątkową wartość dla siebie! Mam nadzieję, że stanie się to także Państwa udziałem podczas wieczornego występu zespołu.
Odkrycia podczas prób zespołu – potrzeba autentyzmu
Niektórzy z naszych solistów mają za sobą praktykę występów w ramach np. festynów w Centrum Handlowym Galaxy, gdzie – nie wiedzieć czemu- w zgiełku rozlicznych przechodniów , którzy przyszli przecież nie na występy a na zakupy, w aurze fatalnie nagłośnionej przestrzeni, próbuje się prezentować artystyczne aspiracje osób niepełnosprawnych. Ten duch uczestnictwa w kulturze jest nam obcy. Z założenia na miejsce prób wybraliśmy placówkę kulturalną do której uczęszczają na swoje zajęcia „normalne” dzieci, młodzież i dorośli. Podobne kryterium stosujemy przy wyborze sali na kolejny koncert zespołu. Chodzi nam o równoprawne traktowanie kulturalnych aspiracji osób niepełnosprawnych intelektualnie i zarazem przyzwyczajanie społeczeństwa do ich aktywnej obecności w przestrzeni publicznej. Zdało to znakomicie egzamin, a portierzy jak i dorośli uczestnicy zajęć kulturalno -relaksacyjnych w klubie okazują naszym solistom coś więcej niż grzecznościowy szacunek. Można powiedzieć, że na naszych artystów czekają co tydzień z …wytęsknieniem.
Kto zna bliżej osoby niepełnosprawne intelektualnie, ten wie jak w kontakcie z drugą osobą potrafią być one czarujące, gdy tylko pozostawi im się swobodną przestrzeń do działania! Mówię o tym nie bez powodu. Ta cała otoczka ma wpływ na samopoczucie solistów i świetną „atmosferę” w jakiej odbywają się same próby. Co nie oznacza, że czasami nie chwyta naszych artystów chandra. Dzieje się tak na krótko- w kolejnej piosence zapominają już o złym samopoczuciu!Znacie Państwo inne miejsce w świecie, gdzie się pracuje w takiej atmosferze? – ja nie znam.
Zespół Piosenki Naiwnej nie jest sztucznie wyselekcjonowaną grupą w oparciu o artystyczne talenty . U podstaw zespołu stoją relacje przyjaźni. Członkowie zespołu w większości znają się ze sobą od dwudziestu paru lat. Piosenki dobieramy więc, aranżujemy i dzielimy tak, by każdy z uczestników zespołu mógł zaistnieć na scenie i poczuć się dobrze. Nie wyobrażamy sobie sytuacji, że np.Ola przejmuje gro`s piosenek, bo… najsprawniej, „najładniej” śpiewa, co było trudne do zrozumienia dla niektórych /rodziców!/. Zdarza się więc, że do piosenki dopisuję trzecią zwrotkę, albo dzielimy refren na kilka podmiotów wykonawczych. W naszym zespole liczy się, żeby było nie tyle „ładnie” co „prawdziwie, adekwatnie i wspólnie”.
Z zespołu ubył Marek – solista ze względu na pogarszajacy się stan zdrowia. Zdążył z zespołem nagrać w wynajętym studio pierwszą autorską płytę zespołu pt.”Mam dużo czasu”/2006 rok/. Marek wykonuje na tej płycie jędrnego rythm and bluesa opowiadającego o mężczyźnie niepełnosprawnym, który nie chce być postrzeganym jako osoba niepełnosprawna, mimo że czuje swoje życiowe ograniczenia w poruszaniu się , lęk przed założeniem własnej rodziny. Przyjęta forma muzyczna narzucająca sztywny time wydawała sie „nie po drodze” Markowi jakby poza zasięgiem jego możliwości wykonawczych. Z tej racji, że Marek na skutek wieloletniej epilepsji osłabł fizycznie, spowolniał w reakcjach, choć pozostał mu nadal mocny jak dzwon głos.Nie mnie sądzić czy Marek poradził sobie z tym wyzwaniem. Pojawiali się też w zespole na koncertach, na dłużej lub krócej, także różni muzycy akompaniujący: gitarzysta Irek, pianista Paweł, bębniarze Marcin. Aktualnie ze stałym składem zespołu współpracują: trębacz Marcin, perkusista Rafał i …Heike – zaprzyjaźniona akordeonistka spod Prenzlau! Uważamy, że warto dla wzajemnego ubogacenia się skorzystać nawet z czasowej obecności kogoś w zespole. Problem widziałbym jedynie w tym, że nowa osoba w zespole opierającym swój sposób pracy w oparciu o bliskie relacje, potrzebuje dłuższego czasu aby „wpasować się” do zespołu.Pojawia się wtedy „napięcie”z którym asertywny muzyk jest w stanie sobie poradzić.
Osobowości naszych niepełnosprawnych solistów są bardzo różne. Weźmy Krzysztofa, który nie odróżnia godzin ani dat, a na dodatek utrudniona jest z nim komunikacja werbalna. Często modli się o to by mógł grać na kolejnych koncertach. Zdarza się mu być w klubie parę razy w tygodniu – tak nie może się doczekać.Włóczy się wtedy bez celu po okolicach nie rozumiejąc co takiego się stało /znam to zachowanie Krzysia z opowieści portiera klubu/. Krzyś gra w zespole na harmonijce ustnej w charakterystyczny dla siebie sposób /sam to sobie opracował!/poruszając w czasie gry rytmicznie ciałem, czasami sięgając spontanicznie po tamburino, gdy poczuje mocny beat w piosence.
Grażynka, solistka zespołu o predyspozycjach aktorskich przychodzi zawsze pół godziny wcześniej, bo – jak sama mówi- nie może się doczekać. Nie tracąc czasu dzierga szydełkiem kolejną -może już setną?- mini-torebeczkę.
Iwonka, druga nasza solistka-weteranka o delikatnym, często „łamiącym się” głosie zabiera się na próbę po drodze razem ze mną; więc to ja siłą rzeczy dyktuję jej warunki.Iwona swoim śpiewem chwyta za serce. Podobnie jest z Olą-solistką , która potrafi sprawnie zaśpiewać muzyczne szlagiery z podkładem karaoke – tata dowozi ją na próby. Ola jako jedyna solistka dołączyła do zespołu „na skróty”, bez wcześniejszego uczestnictwa we wspólnocie. Marek, nasz skrzypek – akompaniator wpada na próbę prosto po pracy i od razu ochotnie „zanurza się” w muzyczną przestrzeń. Artyści Zespołu Piosenki Naiwnej nie wyobrażają sobie , by można było nie przyjść na kolejną próbę! Zespół stał się ich oknem na świat. Z miejsca dają wyraz swojemu rozczarowaniu gdy ogłaszamy, że najbliższa muzyczna siesta się nie odbędzie np. z powodu zimowych ferii.
Nauka tekstu nowej piosenki trwa od kilku do kilkunastu tygodni.Na każdej próbie powracamy do „świeżych” piosenek nie zaniedbujących tych „starych”. Nasi niepełnosprawni intelektualnie soliści potrzebują nieraz dużo więcej czasu aby „wrosnąć” w tekst i melodię piosenki, ale nie jest to niemożliwe! Nie tyle się piosenek uczymy, co cieszymy się tym, że możemy sobie powtórnie zaśpiewać coś nowego.
Grażynka sprawnie czyta, szybko zapamiętuje słowa ale często „gubi” melodię. Lubi często dołożyć od siebie jakąś zwrotkę/robi to „od ręki”/. Zabawna sytuacja miała kiedyś miejsce na próbie. Grażynka dostała do ręki nową piosenkę , która powstała w oparciu o historię z jej życia. Którejś niedzieli zadzwoniła do mnie o ósmej rano mocno podenerwowana z powodu tego, że nie umiała sobie poradzić z puszczeniem płyty z piosenkami naszego zespołu. W końcu zapytała mnie przez telefon: „Arku? Obrazkiem na dół czy do góry wkłada sie płytę?”.W trakcie rozmowy użyła też słowa, którego nigdy wcześniej w jej ustach nie słyszałem. Powiedziała z wielką złością: „gówno zagra”/chodziło o płytę, którą włożyła do odtwarzacza obrazkiem na dół!/. To właśnie powiedzonko umieściłem w tekście nowej piosenki. Kiedy na próbie doszliśmy do tego właśnie miejsca – Grażynka wstrzymała głos i lekko uśmiechnęła się. Nie mogłem jej nakłonić by wyśpiewała to wulgarne w jej mniemaniu słowo. Poczuła się wyraźnie zawstydzona. Zapytałem więc czy mogłaby to niewygodne słowo zastąpić jakimś innym słowem? Bez namysłu podsunęła i „wrzuciła” do tekstu piosenki określenie: „guzik prawda” zamiast oryginalnego: „gówno prawda”. I tak już zostało!
Z Iwonką jest na odwrót! Nie potrafi czytać, a zapamiętywanie idzie jej „z oporami”. Za to melodię odczytuje bezbłędnie. Podczas występów dochodzi u niej do częstego„zawieszenia głosu” czy to z powodu tremy czy też trudności w emisji pewnej grupy głosek. Zespół akompaniujący zatrzymuje się wtedy wraz z Iwonką i czeka cierpliwie na ponowne jej „wejście”. Dodaje to dramaturgii występom Iwonki, a publiczności udziela się to napięcie -zapada w tym momencie absolutna cisza. Przypomina to chodzenie po górach z wysuniętymi cały czas na przodzie najsłabszymi członkami turystycznej grupy. Często powtarzamy z Iwonką wielokrotnie/ale by nie zamęczyć/ jakiś trudniejszy fragment piosenki. Za każdym razem pytana : Jak poszło? – Iwonka odpowiada: -Dobrze poszło, Arku. Dotarło do mnie, że choć jest każdorazowo inaczej , to „dobrze” znaczy w jej rozumieniu: zaśpiewane prawdziwie, z otwartym sercem. Wszystko inne: dykcja, przekręcone słowa, zgubiony rytm, sfałszowana melodia się nie liczy!
W momencie samego muzykowania trzeba jednak o tym wszystkim „zapomnieć”, po prostu dać się szczerze porwać, ponieść temu co w muzyce jest obecne na drugim dnie. Dźwięki, słowa tylko wprowadzają nas w przedsionki tej Krainy Wspólnego Przebywania. Co muzyka wtedy robi z nami?- Jak mawiał niemiecki poeta, filozof Goethe: „Gdzie słyszysz muzykę , tam wstąp, bo tam ludzie dobre serca mają”.
Błogosławiony to czas, kiedy mogę – na próbie, podczas koncertu- uwolnić się z gorsetu melodyki i rytmu by wejść z uczestnikami muzykowania do… królestwa w którym mimo zewnętrznego chaosu, fałszywych tonów, zaburzonego rytmu możemy cieszyć się poczuciem braterstwa, jedności. Wspólne przebywanie w tych zakątkach muzyki sprawia, że nie liczy się już podległość, nie jest ważne kto występuje w jakiej roli. Liczy się indywidualność każdej osoby, niepowtarzalność emocji, spojrzeń, szeptów, wspólne przeżywanie. Jeśli traktujemy muzykę jedynie jako środek do celu np.gdy naszym celem staje się terapia zajęciowa , to mam obawy czy nie pozbawiamy siebie i uczestników tak rozumianego muzykowania, tej najlepszej cząstki w muzycznej sieście. Cząstki, która pozwala nam czerpać zwyczajną radość z tytułu wspólnego muzykowania.
Może to właśnie w atmosferze niewymuszonej radości zaczyna sie dopiero lecznicze oddziaływanie muzyki? Od naszej niepełnosprawnej solistki Iwony nauczyłem się , że we wspólnym muzykowaniu najbardziej liczy się autentyzm, moja wewnętrzna prawda z którą staję przed innymi. Mogę się czasami z nią rozminąć, ale wtedy odbywa sie to ze szkodą dla naszych wspólnych doznań. Z tą końcową refleksją chciałbym pozostawić Państwa na przerwę.
Szczecin 01.03.2011 Arkadiusz Więcko
Nota o autorze: Arkadiusz Więcko /ur.1956/ – mieszka od urodzenia w Szczecinie, absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, emerytowany nauczyciel matematyki w szkole podstawowej, ojciec czworga dzieci, od 83r . wraz z żoną uczestnik Międzynarodowego Ruchu „Wiara i Światło” , założyciel fundacji /www.fundacja-dom-rodzinny.org.pl/, która posiada zabytkowy, szachulcowy dom w Starych Łysogórkach, w Dolinie Odry /100km na pd od Szczecina/ z przeznaczeniem na wypoczynek dla środowiska szczecińskich wspólnot „WiŚ”, współzałożyciel /2005r./, opiekun, gitarzysta i autor większości piosenek Zespołu Piosenki Naiwnej w którym osoby niepełnosprawne intelektualnie śpiewają specjalnie dla nich pisane piosenki, a zaprzyjaźnieni, często profesjonalni muzycy towarzyszą im jako akompaniatorzy podczas koncertów/zespół nagrał dotąd cztery płyty, w tym jedną autorską, koncertował m.in. na szczecińskim zamku wspólnie z ważnymi postaciami piosenki poetyckiej w Polsce m.in. z E.Adamiak , J.Kleyffem, R.Leoszewskim, E.Wojnowską/, pomysłodawca i organizator Szczecińskiego Zalewu Myśli – cyklicznych, listopadowych sympozjów na szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich poświęconych istotnym aspektom życia w społeczeństwie głęboko ludzkim, które „ściganie się” bierze w głęboki nawias /tematyka dotychczasowych konferencji: miejsce słabości w relacjach międzyludzkich, postawa bezinteresowności, hojności, pielęgnowania dziecka w dorosłym na wzór Małego Księcia, najbliższe: czy prawda popłaca?/