Jan Lipowicz (1948-2020) – Wspomnienie

Z wykształcenia chemik, z zamiłowania malarz, z niedoszłej tęsknoty: lekarz. Wierny i pokorny towarzysz swojej małżonki Miśki w jej życiowych wyborach. Nie licencjonowany sympatyk szczecińskiej wspólnoty międzynarodowego ruchu „Wiara i Światło”. Człowiek obdarowany zmysłem technicznym, delikatnością  i wrażliwością na sztukę malarską i muzykę.

 

 

 

 

LIST z ZIEMI do JANKA

Drogi Janku

Twój młodszy kolega z podwórka z Chlebowej podczas ostatniego pożegnania w Kościele Bożego Ciała powiedział: „Janek był inny. Nie uczestniczył w tych samych zabawach co wszyscy.”. Mogłeś zostać lekarzem, równie dobrze malarzem, ale też muzykiem lub lutnikiem, inżynierem – owszem! Niewykluczone, że byłbyś niezłym standupowcem! Zamiast lekarzem zostałeś chemikiem, z malarza przeistoczyłeś się w bardzo sprawnego kopistę, drogę zawodowego muzyka zamieniłeś na ścieżkę melomana i miłośnika wszelakich  instrumentów. Z duszy inżyniera pozostała Ci techniczna smykałka do naprawiania popsutych sprzętów AGD. Kabaretowe show przeniosłeś w domowe zacisze rozweselając towarzystwo celnymi, sytuacyjnymi  bon motami. Ktoś złośliwy powiedziałby: – Chłopie, rozmieniłeś się na drobne! Zaprzepaściłeś własną karierę, szansę na zawodowy i materialny sukces. Popatrz, Ty niczego się nie dorobiłeś!  Jakby tej biedy było za mało- w jesieni życia dopadł Cię jeszcze Alzheimer. Janku odpowiedz szczerze, z tej choroby to Ty sobie zakpiłeś zachowując do końca –wbrew powadze nauk medycznych- …poczucie sytuacyjnego humoru, czy tak? To było chyba takie „oko” do Ciebie i do nas  na pocieszenie ze strony samego Pana Boga…Twoje życie spowite tajemnicą, otoczone czułą miłością ze strony najbliższej rodziny rozminęło się dramatycznie z ludzkimi oczekiwaniami. Dawałeś nam wszystkim do myślenia – nie powiem, że było to łatwe: stawać obok Ciebie jak dawniej, ale już innego Janka.

Bóg obdarzył Cię  nieprzeciętnym potencjałem, któremu nie było dane przybrać do końca oczekiwanych po ludzku form. Dlaczego tak się potoczyło Twoje życie pozostaje Jego tajemnicą. A może tylko zagadką , która znajduje jednak swoje rozwiązanie, już tu na Ziemi? Może tak właśnie trzeba- pozwalać się innym poczciwie wykorzystywać, albo -używając języka patosu – służyć innym swoimi talentami? Ty śmiało podążałeś tą drogą.

To już nic nie zostawiałeś dla siebie? Dobrze wiesz Janku, że podczas wspólnych sesji oddawałeś się muzyce bez reszty z myślą o…sobie! Nie lubiłeś grać z nut, ani pod dyktando zespołu. Wychodziła tu Twoja potrzeba osobności. Grałeś wyłącznie „swoje” dźwięki , które wyrażały aktualny stan Twojej duszy. Miałeś też dystans do wspólnoty, pewnie z obawy, że pozbawi Cię ona prawa do osobności. Wiem Janku z doświadczenia w „Wierze i Świetle”, że  są takie wspólnoty, choć rzadko spotykane, które potrafią się oprzeć pokusie zawłaszczania innymi- Ty tego nie wiedziałeś.

Zależało Ci by nie chować się pod płaszczem wykwintnej formy. Autentyzm ceniłeś w szczególności. Fascynowało Cię przechodzenie z cienia do światła , zarówno u samego Bacha jak i u holenderskich mistrzów pędzla XVIIw. Dlatego twoje kopie dzieł Vermeer`a, van Dyck`a  miały takie wzięcie  – ludzie to czuli. Przyjmowałeś też zamówienia od ludzi Kościoła na kopie świętych obrazów w formacie XXL. Gdyby zleceniodawcy mieli pojęcie ile czasu Ci to zajmowało, być może bardziej hojnie by Cię potraktowali… . Woleli nie wiedzieć! Ty nie śmiałeś się upomnieć.

Janku, teraz już wiem. Byłeś  inny, żeby być bardziej dla innych! Dla swojej żony Miśki, dla swoich dzieci: Staszka i Marysi, dla znajomych i nieznajomych , którzy nawiedzali Wasze mieszkanie. Może nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy? – tym lepiej. Jak mówi poeta: „Nie ten najlepiej służy kto rozumie!”. Niech Twoja dusza odbiera teraz zasłużoną nagrodę w Niebie. Jak powiedziała na pogrzebie Twoja siostrzenica: „Wujek tam pasuje!”.

Jankowi Lipowiczowi  – Arek Więcko, przyjaciel z Bożej łaski

 

Brak możliwości komentowania.