Dorota Zielonka (1960 – 1999)

Dziewczyna z zespołem Down`a, która nie potrafiła przejść obojętnie obok drugiej osoby. Wprowadziła do szczecińskiej wspólnoty „Wiara i Światło” paru przyjaciół w tym także i  mnie. Jej wiekopomne pytania: -Jak masz na imię?,  –Dlaczego jesteś smutny? przeszyły mnie pamiętnego dnia na wylot. W jednej chwili dotarło do mnie: jest na tym świecie ktoś dla kogo jestem cenny przez sam fakt, że po prostu JESTEM. Dorotka nie czekając na odpowiedź zdążyła wyciągnąć rękę w moją stronę, by porwać mnie do wspólnej zabawy. Jej specjalnością było wyciąganie nieśmiałych z „głębokiego cienia”. Kochała też małe dzieci wobec których czuła się nieodłączną ciocią. W swojej modlitwie pamiętała zawsze o bliskich jej sercu osobach. Miała absolutny „słuch relacyjny”: godziła zwaśnione strony, nie mogła znieść czyjegoś zasmucenia, zatrzymywała się na każdym słowie, które do niej docierało. Słysząc czyjąś rozmowę czuła się od razu wezwana do „odpowiedzi”! I to nie była z jej strony żadna wścibskość, tylko wrażliwość, nie obojętność na ludzi i ich problemy. Była „barometrem” nastrojów panujących w jej otoczeniu rodzinnym, we wspólnocie. Do historii przeszły jej dopowiedzenia podczas nauki rekolekcyjnej głoszonej dla wspólnot wiaroświetlanych przez śp. biskupa Stefanka. Po każdorazowym wtrąceniu Dorotki biskup robił dłuższą pauzę i dalej podążał już jej nieomylnym tropem ( po latach sam wspominał to niezwykłe zdarzenie na antenie Radia Maryja).

Podczas swojego pobytu w szpitalu rozweselała pacjentów i personel swoimi naiwnymi a zarazem celnymi pytaniami. Taką ją pamiętać będziemy!

Oprac. Arek Więcko

Brak możliwości komentowania.