Wspomnienie Gosi o Piotrku

MOJE WSPOMNIENIE O PIOTRKU –

Pierwszy raz zauważyłam, a właściwie otarłam się o Piotrka w
trakcie jednego z koncertów zespołu Raz Dwa Trzy w Domu
Kolejarza, chyba ze sto lat temu. Niestety, nie dałam się mu wtedy
porwać do tańca, choć z taką jakby lekką nieśmiałością,
machałam całym zestawem kończyn próbując dotrzymać Piotrkowi
towarzystwa (wtedy oczywiście nie wiedziałam jak ma na imię).
Nie dałam się tamtego wieczoru również namówić na oranżadę i
ciastko w barze, które on rzekomo miał stawiać. Uciekłam. Ja
początkującą pani nauczycielka. On, kurdupel z zespołem Downa,
który pojawił się tam nie wiadomo skąd i nie wiadomo czego
chciał. Drugą szansę życie dało mi kilka lat później, kiedy to nasze
ścieżki skrzyżowały się ponownie.

Oficjalnie poznałam Piotrka jako uczestnika międzynarodowego
projektu teatralnego oraz słuchacza kursu języka angielskiego,
który miałam przyjemność prowadzić w jego ośrodku. Oczywiście
od razu rozpoznałam w Piotrku roztańczonego młodzieńca z
Domu Kolejarza. On zresztą zapewniał, że mnie też pamięta, ale
mnie się wtedy wydawało, że blefował. Poziomu nauczania i
umiejętności nauczycielki komentować nie będę. Piotr
angielskiego zbyt wiele się nie nauczył, choć naprawdę się starał,
ale i bez tych nauk potrafił dogadać się z każdym, w każdym
języku. Zyski nauczycielki z tego układu biznesowe- życiowego
wydawały się dużo bardziej korzystne. Poznała super kolegę i
zdobyła garść wskazówek i podpowiedzi jak żyć, żeby wiedzieć,
że się żyje. Choć patrzenie na świat Piotrka było czarno-białe, to
znaczy zerojedynkowe, TAK ALBO NIE, PRAWDA-FAŁSZ,
DOBRZE-ŹLE,
to poprowadziło go do wielu niezwykłych,
kolorowych, przecudnej urody miejsc, nie wspominając o jego
wybitnych osiągnięciach i sukcesach! Piotrek był moim ulubionym
tancerzem. Ja, posiadaczka dwóch lewych nóg mogłam z nim
tańczyć wszędzie! Był też świetnym kumplem, prowodyrem
niezapomnianych przygód i dyżurnym poprawiaczem humoru,
najpocieszniejszym Bruce Lee Karate ‘Miszczem1, a nawet moim

SYNEM w trakcie lotu z Berlina do Paryża. I choć czasem chłopak
ten męczył mnie swoim ciągłym pytaniem o obiad, deser, pice, to
przebywanie z nim było bezcenne.

Apropos rodzicielstwa. Krysiu, Edwardzie – wychowaliście
swojego syna, Piotra na super dobrego człowieka, który kierował
się zasadami, jakie mu wpoiliście. I choć nie był do końca od was
niezależny, miał piękne, pełne przygód, nieprzeciętne życie.
Możecie być z niego dumni. Piotrek pozostanie w mojej pamięci,
wspomnieniach i sercu do końca moich dni. Wierzę, że kiedyś się
jeszcze spotkamy, i kto wie, może nawet potańczymy?

Tymczasem, żegnaj Brachu. Pokój Twojej duszy.

Pisała Gosia o białych oczach

Brak możliwości komentowania.