„Dziecięce talenty – Po czym poznać? Jak wspierać?”

IV szczeciński zalew myśli                                                      www.fundacja.dom.rodzinny.org.pl

 

Konferencja w formie wywiadu                                                                                Szczecinianie: Iwona Kępisty i Dariusz Paszun, rodzice dzieci utalentowanych muzycznie, matematycznie

„Dziecięce talenty – Po czym poznać? Jak wspierać?”

Wstęp

– Arkadiusz Więcko:  Nie chciałbym się skupiać na samych talentach Państwa dzieci, a raczej przyjrzeć się „atmosferze” jaka towarzyszyła waszym dzieciom na drodze odkrywania i rozwijania ich talentów. Z tej perspektywy  może to być doświadczenie inspirujące dla tych dorosłych, którzy jeszcze swych talentów bądź nie odkryli czy też nie zdołali  ich odpowiednio rozwinąć, bo może po prostu je pospiesznie „zakopali”? Ludzkie pasje to także interesująca droga powrotu do własnego dzieciństwa, ponownej inicjacji w dziecięcy świat!                                                                                                                                                                  Będę swoje pytania kierował równocześnie do naszych gości:

pana Dariusza Paciona , ojca nieprzeciętnie utalentowanych matematycznie dzieci, zwłaszcza młodszego syna Aleksandra, który w wieku 9 lat zdobył w finale swojej kategorii wiekowej w Paryżu – Międzynarodowe Mistrzostwo Francji w Grach Matematycznych i Logicznych/konkurs znacznie przewyższający stopniem trudności popularnego „Kangura”- analogiczne Mistrzostwa Polski mają rokrocznie swój finał we Wrocławiu/

panią Iwonę Kępisty, matkę pięciorga dzieci utalentowanych muzycznie z których dwójka wystąpi w dzisiejszym wieczornym „Koncercie Pieśni Chwały”: Julia-wiolonczelistka , wokalistka i kompozytorka oraz Maria-wibrafonistka.

 

Pytanie A.W.:  Czym Państwo  zajmujecie się na co dzień?

-Iwona Kępisty:   Ja jestem po prostu „kurą domową”; z wykształcenia – polonistką ale nieczynną, zdążyłam przepracować zaledwie pięć lat w szkole. Od wielu lat przebywam w domu zajmując się wychowywaniem dzieci . Jestem już babcią – jedno dziecko mi „wyfrunęło”.W wolnych chwilach trochę pisuję.

-Dariusz Pacion:   Ze zdziwieniem dowiedziałem się  około tygodnia temu, że jestem ojcem  super utalentowanego dziecka. Sam skończyłem technikum budowlane ; w swoim zawodzie pracowałem krótko. Obecnie, niezmiennie od dwudziestu lat na poczcie – jestem tym „złym” panem z okienka. Mam trójkę dzieci już dorosłych. Ostatni, najmłodszy Olek – o którym była tu mowa- w tym roku szkolnym będzie zdawał maturę. Najstarsza córka była przez nas adoptowana.

Pytanie A.W.: Co rodzice powinni robić, żeby ich dzieciom chciało się chcieć? Czy coś specjalnego robiliście Państwo w tym względzie?

-Iwona Kępisty:  Ja myślę, że ważne było to, co my sami dostaliśmy w spadku po swoich rodzicach. Mieszkałam z rodzicami na Pogodnie i to miejsce także mnie ukształtowało. Rodzice pozwalali mi wieszać huśtawki na drzewach, robić w największym pokoju „miasta ze szpulek na nici” i innych gadżetów, było przy tym dużo śpiewu. Atmosferę rodzinnego domu przeniosłam też do swojego nowego domu.Pozwalałam swoim dzieciom na to , co chcieliby sami robić, w żaden sposób nie krępowałam ich inicjatywy.Pomocnym okazał się fakt, że miałam jedną córkę dużo starszą od reszty moich czworga dzieci-to ona w dużej mierze przenosiła wzorce wychowania na młodsze rodzeństwo.Te moje „czworaczki” dysponowały ogromną siłą kreatywności.

– Dariusz Pacion:  Ja mogę powiedzieć, że unikałem „tego” tematu; nie starałem się zajmować dziećmi. Żona ciągle „ciosała” mi kołki na głowie. Najpierw przyszedł na świat syn, potem były cztery lata przerwy. Człowiek przychodził do domu zmęczony po pracy; odsypiał, a potem znowu do pracy…Wchodziliśmy w dorosłość razem ze swoimi dziećmi!Z początku mieszkaliśmy w hotelu robotniczym na sześciu metrach kwadratowych.Po roku czasu nasz status się znacznie podniósł, bo przeprowadziliśmy się do pokoju… dwunastometrowego.Nie obrażaliśmy się na realia – trzeba było jakoś sobie z tym radzić. Potem państwo nam pomogło – wysłało mnie do wojska.Mój kontakt, zwłaszcza z najstarszym dzieckiem był bardzo ograniczony. Po powrocie z wojska, moje dziecko miało prawie cztery lata i zaczął budzić się we mnie instynkt ojcowski. Syn stał się dla mnie wyzwaniem. Ja miałem pomysły na wychowanie, które realizowała żona.Na przykład dziecko miało obowiązek oglądania codziennie telewizji o 19.30. I to był cały jego kontakt z telewizorem przez długi, długi czas. Jedzenie słodyczy odbywało się u nas  tylko w soboty. Dzieci to zaakceptowały. Robilśmy raz w tygodniu „słodkie” zakupy; dzieci się cieszyły, że same mogły wybierać.Najtrudniej naszą decyzję przeżyli dziadkowie: no, jak to nie możemy im dać odrobiny szczęścia?Dziadków też się wychowało.Wychodzę z założenia, że z dziećmi trzeba robić rzeczy ciekawe dla nich samych ale też inspirujące jednocześnie dorosłych.Można znaleźć nić porozumienia np.myśmy bardzo dużo grali z dziećmi w różne gry planszowe: „chińczyka”, „monopol”. Dzieci szybko „łapią” reguły gry, sprawnie liczą, dodają. Siadaliśmy codziennie wieczorem. Skończyliśmy nasze gry na… brydżu, bo akurat nas czwórka była!- Olek grał w brydża mając osiem lat.Pamietam taka kampanię reklamową: cała Polska czyta dzieciom. Dla mnie było oczywiste. Ja byłem w tym szczęśliwym pokoleniu, że mój dziadek  mi bajki opowiadał, a nie czytał-nie mieliśmy telewizora. Przed wojną był młynarzem więc każda jego bajka była o młynie, oczywiście z happy endem, z bohaterami, którzy się wspaniale w życiu sprawdzali.Mnie osobiście ojciec czytał „Księgę dżungli” jak byłem bardzo mały.Ja wyszedłem z założenia, że dzieci trzeba traktować jak najbardziej „serio”. Nawet małe dziecko traktowane poważnie” wiele rozumie.Zacząłem czytać moim dzieciom „Hobbita”, a potem „Władcę pierścieni”. Przy drugim czytaniu mój Olek się „wkurzył”, że za wolno im czytam i w wieku pięciu lat nauczył się sam czytać! Trzeba pokazać drogę dzieciom, jakiś kierunek . Przez długi czas jeździliśmy z dziećmi w góry, wędrowaliśmy z nimi po szlakach-dzieci były malutkie w nosidełkach, często odbywało sie to w niełatwych warunkach.Dużo wspólnie przeżyliśmy. Nie uważam za pożądane wspieranie dzieci „na siłę”, tworzenie „hodowlanych” warunków dla super-talentów. Każde dziecko ma jakiś talent.Myślę , że czas spędzony z dzieckiem, poświęcony mu w różnorodnych formach pozwoli mu na odnalezienie własnej drogi rozwoju. A wtedy rolą rodzica jest pójść „za ciosem”- dać cziecku możliwość dodatkowych lekcji itp.Znam też i takich rodziców, którzy „ganiają” swoje dziecko od jednego korepetytora do drugiego, na języki, bo dziecko musi mieć zapewnioną przyszłość. Ja uważam, że dziecko powinno być przede wszystkim szczęśliwe i realzować się w życiu samodzielnie. W czym odkryje swoje szczęście – samo musi szukać i zdecydować.

Pytanie A.W.: W jakich okolicznościach spostrzegliście pierwsze oznaki, że wasze dziecko ma talent?

-Iwona Kępisty:  Ja mam takie podejście podobne do pana Dariusza. Nigdy nie śledziłam talentów moich dzieci, ani nie uważałam je za szczególnie utalentowane. Wiedziałam podswiadomie , że każde dziecko ma jakiś talent. A to, że się akurat ujawniły talenty muzyczne wynikało z atmosfery rodzinnej. Wszyscy w mojej rodzinie byli muzykalni.Mój mąż gra na skrzypcach/ukończył szkołę podstawową muzyczną/, ja gram amatorsko na pianinie choć nie dosłyszę, mój zięć jest bardzo muzykalny, także teść mojej najstarszej córki. Często w domu muzykowaliśmy. Mamy też przyjaciół, którzy grali na jakichś instrumentach, śpiewali. Nasze dzieci dorastały w otoczeniu muzyki.Stąd wybór padł na dzienną szkołę muzyczną – nie wyobrażaliśmy sobie, że mogłoby być inaczej. Ale nie było to na zasadzie jakiś nacisków. I tak mój syn, który zapowiadał sie niezłym skrzypkiem –wcale nim nie został.Z kolei jedna z moich córek, która była zawsze nieśmiała i przeciętną uczennicą, nagle ujawniła w sobie duże uzdolnienia muzyczne.Chcę podkreślić , że za talentami moich dzieci kryje się ciężka praca, mozolnie wykonywane ćwiczenia.Nie raz musiały „pogodzić” ze sobą dwie szkoły równolegle, co dla niektórych było ponad ich siły!Oprócz talentów muzycznych moje dzieci  mają szereg innych talentów: są otwarte na innych ludzi, potrafią ładnie pisać.Dwie moje córki wybrały drogę „kariery” muzycznej. Pozostałe dzieci9 poszły w innych kierunkach edukacji.Kiedy jesteśmy razem całą rodziną, np.w święta to wszyscy wtedy grają i śpiewają.

– Dariusz Pacion:  Zawsze cieszyło mnie to , że dziecko dobrze się chowa. Sprawa talentów była drugorzędna.Oczywiście sympatyczne było to, że dzieci naszych nie trzeba było zapędzać do nauki, że na wywiadówkach można było usłyszeć miłe słowa o swoim dziecku.Wiele złego można powiedzieć o szkole ale szkoła daje też dzieciom możliwość wykazania  się choćby w konkursach. To szansa, że dziecko samo poczuje swoja siłę, że jest w czymś mocne.Tak było z moimi synami, że matematyucznie zawsze byli jakoś tak do przodu i szkoła to zauważyła i dała im szansę.Jeśli chodzi o dodatkową pracę z dziećmi, to moja żona rozwiązywała zadania z synem, by poszerzyć jego możliwości przed wyjazdem do Paryża.Na koniec chciałbym podkreślić, że moim zdaniem nie ma dzieci bez talentu, tylko kłopot w tym że nasz świat różnie je ceni!Są talenty spektakularne, że ktoś gdzieś wystąpił, zaśpiewał, zagrał.Pytamy: z kim zagrałeś? Słyszymy odpowiedź: orkiestra taka a taka. Napawa nas to dumą.Jeszcze lepiej jak telewizja to wszystko pokaże. Wiele jest takich talentów, które ujawniają się z kolei w zaciszu domu czy w obcowaniu z ludżmi –niosąc im radość, pocieszenie.To jest równie cenne!

/koniec/

Brak możliwości komentowania.