Wyjątkowość i zamiłowanie w miejsce talentu – bój o przeciętniaków. Okiem belfra ku nowym paradygmatom edukacji

Autor: Arkadiusz Więcko

Konferencja przygotowana na sympozjum „Piękny umysł. Ku nowym paradygmatom edukacji”   21-22 listopada 2014r. na Zamku Ks.Pomorskich w Szczecinie

Wyjątkowość , zamiłowanie w miejsce talentu – bój o przeciętniaków. Okiem belfra ku nowym paradygmatom edukacji

WSTĘP

Dobrze pamiętam swoje, chyba pierwsze zetknięcie się z ludźmi spełnionymi, wolnymi , niespiesznymi. Miało to miejsce podczas pierwszego w życiu wyjazdu na tzw. Zachód do Paryża z grupą studencką i z dziesięcioma dolarami promesy w kieszeni. W 1979 roku, pod świeżo otwartym Centrum Pompidou gromadzili się najwyższej próby uliczni artyści. Byli to piękni ludzie, którzy z powodzeniem, mogli zrobić tzw. karierę, ale widać było w nich brak parcia na sukces – mogłem godzinami patrzeć na to co robią, a jeszcze bardziej: jak to robią. Zachwycał mnie przede wszystkim ich naturalny, niewymuszony kontakt z przygodną publicznością. Mieli coś do zaoferowania, ale ważniejsze od tego były dla nich same relacje. To z relacji wynurzała się ich sztuka cyrkowa, pantomimiczna czy muzyczne show. Po 30 latach powróciłem do Paryża w to samo miejsce, ale spotkałem tu już innych ludzi, jakichś nijakich. Gdzie się podziali tamci, piękni ludzie? Dokąd się przenieśli ich następcy?- tego nie zdążyłem się dowiedzieć.

Po raz drugi przyszło mi – parę lat po Paryżu – spotkać pięknych ludzi w osobach niepełnosprawnych intelektualnie w Szczecinie we wspólnocie międzynarodowego ruchu „Wiara i Światło”. Byli to „urodzeni” przyjaciele, zarazem piękne umysły choć nie prezentowali żadnych szczególnych talentów. Zachwycali swoim stosunkiem do rzeczywistości. Ich prostota, autentyczne zaciekawienie, spontaniczność, otwartość na drugiego i serdeczność były , nie tylko dla mnie,   porażające! Osiągali to „coś” jakby bez wysiłku, w przeciwieństwie do nas tzw.normalnych. My musieliśmy się „ciężko” napracować pokonując przy tym swoje lenistwo czy niechęci.

Trzeci raz zetknąłem się z pięknymi ludźmi będąc z żoną gościnnie w domu u państwa Marii i Stefana Chałubińskich w Zakopanem. Zachwycający był dla nas stosunek gospodarzy do gości – oddali nam na 2 tygodnie do dyspozycji , mimo protestów z naszej strony, swój największy pokój, a sami pomieszkiwali w tym czasie w pokoiku przerobionym z dawnej służbówki. Nie chcieli przyjąć od nas w podzięce, jako znajomych ich córki, żadnego nawet skromnego prezentu. Na „odchodne” pani Maria odezwała się krótko: „to co was spotkało podajcie dalej”.

Wspomniane doświadczenia odmieniły mój stosunek do życia, do mojej nauczycielskiej pracy. To główny powód dla którego ośmielam się publicznie zabrać głos w sprawie pięknych umysłów.

Jako nauczyciel dostąpiłem wyjątkowego przywileju obserwowania w długiej perspektywie czasu „cudzych” dzieci , ich zachowań w grupie, tego jak rozwiązują problemy, czym się kierują w swoim działaniu. Będąc wychowawcą klasy mogłem wpływać na kształt wzajemnych relacji pomiędzy uczniami! To kopalnia wiedzy i możliwości. W jakim procencie wykorzystana? – myslę że niewielkim. Odczuwam za każdym razem ogromny ból, kiedy widzę młodych ludzi, którzy się potwornie nudzą i robią głupie rzeczy czy też każdym swoim gestem, detalem ubioru zdradzają tęsknotę za wylansowanym, celebryckim blichtrem. Myślę sobie wtedy: ileż uśpionego potencjału, dobra przez to „zaćmienie” nie ujrzy światła dziennego! Jeszcze większy ból odczuwam, gdy spotykam młodego człowieka , który nie wierzy w siebie do tego stopnia, że stojąc w obliczu wyzwania rozwiązania jakiegoś problemu, od razu szuka podpowiedzi lub „udaje Greka”, albo poddaje się na starcie bezradnie oznajmiając: „to nie dla mnie!”. Ileż to z powodu tej niewiary w swoją wyjątkowość i potencjał, zaprzepaszczonych prób realnego rozwiązania międzyludzkich konfliktów, nowych rozwiązań polepszających jakość społecznego życia w rodzinie, sąsiedztwie, w pracy! Nie mniejszy ból odczuwałem w swojej nauczycielskiej pracy widząc młodych ludzi kłócących się ze sobą „o byle co” i żaden nie był gotów odpuścić!

Niewątpliwie miło robi się na sercu nauczycielowi, gdy po latach spotyka przypadkowo swojego ucznia, a ten nie pytany, komplementuje jego pracę. Słyszymy w relacjach naszych byłych uczniów jak ważny był ten „szczegół”, to indywidualne potraktowanie nad którym po latach, my-belfrowie przeszliśmy do porządku , a oni to ciągle noszą w pamięci, bo to ich „zbudowało”! Nie zapominajmy jednak, że ci sami nauczyciele wielu swoich uczniów nie potrafili docenić, zauważyć ich indywidualności, byli niesprawiedliwi czy po prostu zwyczajnie skrzywdzili. My dorośli łatwo usprawiedliwiamy się z tych „słabostek” tłumacząc się zmęczeniem lub brakiem talentu czy niegrzecznym zachowaniem samego ucznia…. Dlaczego nie chce nam się „chcieć” wobec każdego, nie tylko tego, którego znamy, lubimy? Dlaczego tak wielu dorosłych „kapcanieje” nie znajdując w sobie dość siły, by zerwać z dotychczasowymi przyzwyczajeniami, choćby w kwestii form spędzania wolnego czasu? Czy mądrze przemyślana edukacja jest w stanie zawrócić młodych ludzi z obranej drogi donikąd i ukierunkować ich rozwój?

O WYJĄTKOWOŚCI CZŁOWIEKA I JEGO TALENTACH

Lubię w matematyce doszukiwać się śladów zwiastujących tajemnicę Życia. Wierzę , że w porządku dzieła stworzenia, świat idei poprzedza rzeczywistość fizyczną. Kiedyś podczas prowadzenia lekcji dotarło do mnie coś, co wydawało mi się oczywiste, że każda kolejna liczba naturalna jest niepowtarzalna, mimo że jest ich przecież nieskończenie wiele. Ta wyjątkowość nie polega jednak na wielkości samej liczby czy też na tym, że inaczej się ją zapisuje. Wyjątkowość każdej liczby naturalnej wynika z faktu, że ma ona niepowtarzalny, unikalny genotyp. Oznacza to, że każda liczba naturalna – o czym powinniśmy wiedzieć z kursu matematyki w szkole podstawowej- ma jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy rozkład na czynniki pierwsze, swoisty genotyp. A więc np. liczbę 5 jako liczbę pierwszą można przedstawić za pomocą jednej piątki; 8 to iloczyn trzech dwójek; z kolei 143 daje się przedstawić za pomocą iloczynu dwóch liczb pierwszych: 11 i 13, ale już np.149 daje się przedstawić za pomocą jedynie liczby 149, bo sama jest liczbą pierwszą czyli podzielną jedynie przez jeden i samą siebie. Skoro każdy reprezentant spośród nieskończonego zbioru liczb naturalnych ma wyjątkowy, oryginalny rozkład, swoisty genotyp to domniemywam , że i każdy nowy człowiek pojawiający się na scenie życia ma tę samą właściwość: jest wyjątkowy i niepowtarzalny! Niestety, zarówno przy dużych liczbach jak i przy masie ludzi nie udaje się tej wyjątkowości dostrzec od razu…

W przypowieści o talentach (Mt 25,14-30) zawartych jest parę wskazówek. Otóż powiedziane jest tam , że: „jednemu dał 5, drugiemu 2, a trzeciemu 1 talent; każdemu według jego zdolności…”(Mt 25,15). Czyli ,że nie dostaliśmy talentów „po równo”, tylko „według zdolności”. Tak więc przeciętniacy niech się nie martwią: dostali tyle , ile są w stanie rozwinąć na miarę swoich zdolności, nie za mało , ani nie za dużo! Biada tym, co „zakopują” swoje talenty w obawie, że nie podołają , albo że nie starczy im zdolności. Będą im odebrane nawet złudzenia, co do ich posiadania. Każdemu zaś, kto puszcza w obieg swoje talenty(rozwija i dzieli się nimi) będą one przymnożone – tak stanowi Stwórca w kwestii talentów…

Dla systemu edukacji zagadką pozostają przeciętniacy, najliczniejsza grupa w populacji uczniów. Jak powinna wyglądać praca z nimi, by także ich wyjątkowość ujrzała światło dzienne? – to kluczowe pytanie w którym zawarta jest potrzeba nowych paradygmatów edukacji. To sprawa „być albo nie być” społeczeństwa głęboko ludzkiego.

PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ EDUKACJI: rynkowe podejście, przebóstwiony talent, odwrót od klasycznego kształcenia, odpuszczenie przeciętniaków

Za głównego szkodnika, nieprzystawalności współczesnego systemu edukacji do oczekiwań społecznych uważam paradoksalnie podejście rynkowe, a w ślad za nim „urynkowiony” talent. Źle się dzieje w systemie współczesnej edukacji, że regulacje rynkowe obejmują tak szeroki obszar, że decydują o kierunkach rozwoju oświaty, a siłą rzeczy talent w mocno zawężonym zakresie zajmuje w nim centralne miejsce. Talent we współczesnej kulturze, edukacji stał się w pierwszym rzędzie atrakcyjnym towarem i przedmiotem koniunkturalnych zabiegów tzw. rynku usług za którym stoją w pierwszym rzędzie wielkie korporacje prześcigające się w przechwytywaniu nieprzeciętnych jednostek. W dobie postępującego globalizmu państwo „odpuściło” sobie troskę o formowanie przyszłych obywateli szerzej, niż tylko wg doraźnych potrzeb rynku. To tzw. Rynek, a nie – wbrew pozorom- ministerstwo edukacji czy uniwersytety decydują dziś na jakie kierunki, profile otwiera się aktualny system edukacji i co przekazuje młodym adeptom. Nastąpił odwrót od klasycznego kształcenia w którego centrum stał dorobek naszej cywilizacji. Sam talent zaś stał się przepustką do indywidualnego dobrobytu. Zatraciliśmy przez to wrażliwość na wspólnotowy wymiar talentu. Stał się on – póki co- akceptowalnym społecznie pretekstem dla segregacji jednostek w społeczeństwie. Paradoksalnie, talent nazbyt wąsko rozumiany stał się czynnikiem hamującym rozwój większości populacji! Samo środowisko edukacyjne w wyniesieniu na piedestał talentu zawężonego do biegłości intelektualnej czy sprawnościowej, znalazło dla siebie wygodne alibi, by „odpuścić” sobie pracę z najliczniejszą w szkole grupą tzw. przeciętniaków! W ten sposób, przyszły trzon społeczeństwa skazuje się z góry na upośledzenie z powodu braku możliwości indywidualnego „zaistnienia” i znaczącego rozwoju w obszarze edukacyjnym. Społeczne konsekwencje są takie, że przybywa nam ludzi nie odczuwających potrzeby osobistego rozwoju – brak im wiary, siły do przekraczania siebie. Gdy najbliższa rodzina nie przyjdzie młodemu człowiekowi z pomocą – skazany jest on dziś na konsumpcyjny żywot  pozbawiony jakości. W tak przyjętym systemie edukacji, tracą też sami uprzywilejowani czyli uznani za utalentowanych, bo mało kto pracuje z nimi w szkole pod kątem odnajdywania wewnętrznej siły zdolnej do uruchomienia ich umysłowego potencjału do praktycznych działań. Przywołam, jak się okazuje niezwykle współczesnego francuskiego myśliciela i długoletniego nauczyciela sprzed stu laty, Henri`ego Bergsona, który pytał: „Skąd bierze się to, że tyle błyskotliwych i przenikliwych umysłów, mimo największych wysiłków, pozostaje niezdolnych do stworzenia dzieła lub dokonania czynu?”, i dalej: „Dlaczego talenty umysłu mniej przydają się nam w życiu niż cechy charakteru?”. Przyczyn ludzkiej niemocy umysłu Bergson dopatrywał się właśnie w braku posiadania siły woli, ukrytej mocy niezbędnej do zrobienia z talentu praktycznego użytku.

 

PRZYSZŁA EDUKACJA – kurs na piękne umysły i społeczeństwo głęboko ludzkie

Uważam, że w poszukiwaniu rozwiązań dla przyszłej edukacji nie trzeba nam szukać nowości, a jedynie powrócić do klasycznego, ogólnego modelu wykształcenia poszerzając go przy tym o formy komunikacji pozawerbalnej, a zarazem uwalniając programy od zaklęć typu, że jedynie specjaliści odpowiednio przygotowani przez system edukacji poradzą sobie w życiu. Najważniejsze zadanie edukacji to według mnie praca nad umysłami, by usuwać przeszkody jakie stoją na drodze jego rozwoju, by stawały się umysłami pięknymi czyli samosterownymi, gotowymi stale przekraczać siebie w poczuciu swojej wyjątkowości i posłannictwa dzielenia się swoimi talentami z innymi. W umysłach tych trzeba wzbudzić wiarę w siebie i przyjść im z pomocą, by potrafiły uruchomić w sobie siłę zdolną do przekraczania siebie. Umysł, który raduje się bardziej przez to co daje innym, niż przez to co sam posiada, to cel przyszłej edukacji. To w ludzkich umysłach (rozumiem to pojęcie szeroko: poruszenia serca też się tu mieszczą) rodzą się idee, marzenia na miarę których czynimy swoje życie lepiej lub gorzej spełnionym. To w głowie „siedzą” też nasze niemożności, zahamowania, lęki.

     W pierwszym rzędzie przyszłościowa edukacja winna skupić się na wysiłku uwalniania umysłów: od spętania blokadami, stereotypami, od niewiary we własne możliwości, ulegania presji otoczeniu, od pokusy generalizacji sądów, od bezrefleksyjnego przyjmowania cudzych poglądów, od niezauważania ukrytych założeń, którymi ludzie kierują się w swoich działaniach. Potrzeba też stwarzania w systemie edukacji okazji do rodzenia siły, uporu, odwagi w młodych ludziach w ich dążeniu do wytyczonych celów. Każdy uczeń ma prawo doświadczać w szkole swoich BŁEDÓW, słabości, ograniczeń , niemocy, nie po to, by się pogrążał czy też uznawał wyższość innych. To doświadczenie potrzebne mu jest , by nabierał mentalności „wojownika”, który upadek, błąd, porażkę traktuje jako niezbędny koszt jaki trzeba ponieść na drodze do własnego rozwoju, prawdy, powodzenia. Prawdziwy wojownik nie rozpamiętuje swoich upadków; bardziej skupia się na podniesieniu z niego, by pójść dalej! Widać, że wiedza i praktyka dotyczące kondycji człowieka jako podstawowe abecadło powinny znaleźć się obowiązkowo w programie nowej szkoły. Nieodzowną rzeczą wydaje się praktykowanie przez uczniów uczestnictwa w klasie jako wspólnocie. Podprowadzić młode umysły do takiego punktu, by potrafiły dalej samodzielnie podążać drogą odkrywania własnej wyjątkowości, zamiłowań podnosząc się ze swoich upadków – to priorytetowe wyzwanie dla przyszłej edukacji. Absolwent winien nabrać przeświadczenia, że rozwój indywidualny nie kończy się wraz z otrzymaniem ostatniego świadectwa, ale wymaga nieustającego wysiłku i dążeń. Wychowanie do wartości w szkołach publicznych należy pozostawić w gestii samych nauczycieli odwołując się w edukacyjnej preambule do dekalogu. To samoograniczenie w dobie pluralizmu stanowi mur i obronę zarazem przed zakusami zbytniej ideologizacji szkoły. Nie widzę nic złego w tym, że obok tzw.„wierzącego” nauczyciela będzie nauczał „niewierzący”, byle obydwoje spełniali wysokie standardy kompetencji oraz zachowań i byli z tego rozliczani. To tylko pomoże młodym uczniom w dorosłym życiu, by z szacunkiem podchodzić do każdego człowieka, zwłaszcza odmiennie myślącego. Wspólnym mianownikiem wysiłków edukacyjnych winien stać się piękny umysł. Na drodze edukacyjnej nie może też zabraknąć miejsca dla kształtowania ludzkich postaw wobec wspólnoty i osób słabszych. To kurs na piękne umysły otwarte na rzeczywistość społeczną i drugiego człowieka. To szansa przed którą stoi edukacja , by programowo kształtować społeczeństwo głęboko ludzkie.

 

KURS NA PRZECIĘTNYCH – PRZESZKODY

To jeden z dramatów współczesnej szkoły: to co najcenniejsze w procesie nauczania i wychowania- relacje nauczyciel-uczeń, sprowadzono do rodzaju „hobby” w wolnym czasie nauczyciela, którego na ogół mu brakuje. W pierwszym rzędzie nauczycielowi nakazuje się zrealizować program, przygotować uczniów do testów, skrupulatnie pełnić dyżury na przerwach, na koniec wypełnić wybujałą w dobie tzw. reformy szkolną sprawozdawczość.

Wiem, że nawet w najgorszym modelu edukacyjnym nauczyciel z pasją znajdzie sobie miejsce dla twórczej pracy z uczniami. Nie o nauczycielskie satysfakcje jednak chodzi, kiedy normalność oznacza pójście „pod prąd”. Na niewydolnym systemie edukacji najbardziej bowiem traci najliczniejszy „środek” populacji szkolnej. Tym sposobem upośledzamy fundament przyszłego społeczeństwa.  Szkoła winna przyjść z pomocą tym, którzy nie wiedzą jeszcze na co ich stać i co chcieliby w życiu robić. Nauczyciele pracujący w szkołach złożonych z wyselekcjonowanych wcześniej dzieci tylko rozmydlają na chwilę ten kiepski, ogólny obraz. Ja w ciągu 20 lat pracy miałem zaledwie dwóch wybitnych uczniów, którzy zdobywali laury w „Kangurze”, więc siłą rzeczy musiałem przez lata pracy skupiać się w swojej pracy na tzw. przeciętniakach, a wtedy nie ma się czym pochwalić przed dyrekcją. I nie mam o to żalu, żeby była jasność. Czy byłem przez to gorszym nauczycielem? Muszę to podkreślić- problemem dla mnie jako nauczyciela nie była przeciętność tych uczniów, ale ich mentalność: nie byli gotowi zmierzyć się ze swoją niemocą i podjąć samodzielną próbę jej przekroczenia. Kiedy czegoś nie wiedzieli to najczęściej szukali podpowiedzi albo woleli oddać pustą kartkę niż podjąć próbę rozwiązania problemu! Ostatecznie to od jakości pracy z tzw. przeciętniakami zależy najbardziej w jakim kierunku będzie podążać ludzka wspólnota: czy brnąć będzie w coraz większą, bierną konsumpcję pozostając „na pasku” korporacyjnych elit i komercyjnych mediów czy pójdzie w drugą stronę?

Każdy młody człowiek zasługuje na to, by pomiędzy siódmym a mniej więcej 23 rokiem życia otrzymać przybliżoną odpowiedź: kim jest?, czym powinien się w życiu zająć? Ma prawo liczyć, że społeczeństwo zafunduje mu porządne wyposażenie w wiedzę o świecie i wyposaży go w umiejętności i przymnoży wiary w siebie, co pozwoli mu uzyskać samosterowność, zajmować twórczą postawę otwartą na ludzką wspólnotę. Jak ma w tym przyjść mu z pomocą szkoła przy tak dużym zróżnicowaniu zdolności całej populacji młodzieży, coraz częściej niesprzyjającemu mądrej edukacji środowisku rodzinnemu, mało kreatywnej kadrze nauczycieli? Te wyzwania wymagają nowych koncepcji edukacyjnych , które przesunęłyby edukację na takie tory, gdzie po raz pierwszy w historii powszechność mogłaby stać się synonimem solidności, a nie bylejakości! Bój o przyszłą edukację należy więc stoczyć – wg mojej oceny- w imię wzniesienia tzw. przeciętniaków na taki poziom wiedzy i umiejętności, który umożliwi im samodzielne myślenie i gotowość do podjęcia w dorosłym życiu twórczej aktywności na miarę swoich możliwości, by stawali się ludźmi spełnionymi. Do tego potrzeba nam „odchudzić” szkolne programy z podawania wiedzy , a zaoszczędzony czas przeznaczyć na rozpoznawanie uczniowskich możliwości, by je następnie czynnie rozwijać.

WSPÓŁCZESNA PRAKTYKA SZKOLNA studium przypadku

PRZYPADEK 1   WYCHOWANIE POD PRĄD     Chleb – owoc ziemi i ciężkiej pracy rolnika, młynarza, piekarza, przestał odgrywać symboliczną rolę zwycięskiego trudu człowieka w czynieniu ziemi poddaną. Ostał się jako jeden z tysiącznej rzeszy produktów przeznaczonych do konsumpcji. Dzieci są nim zainteresowane póki jest świeży, czysty, smaczny i nie kruszy się. Kiedy kromka upadnie na ziemię staje się brudna i bezużyteczna, co najwyżej można ją kopnąć jak piłkę… To jest doświadczenie sytych Europejczyków. Brudny znaczy nic nie wart! Oto miejsce akcji: szkolny korytarz w czasie przerwy międzylekcyjnej. Na prośbę dyżurującego nauczyciela dziecko podnosi z podłogi kromkę chleba z teatralnym gestem obrzydzenia (obawa przed ośmieszeniem ze strony kolegów?) zaznaczając, że to nie ono ją porzuciło i kieruje się od razu w stronę… kosza. Nauczyciel tłumaczy dziecku , że dla ptaków ta sama „brudna” kromka oznacza „czystą” porcję do zjedzenia, a dla głodujących to racja przedłużająca życie. Nauczyciel czując bezradność i tragizm całej sytuacji próbuje dodać dziecku odwagi i potrząsnąć jego głową czynnie włączając się do akcji. Zwieńczeniem staje się wspólne wyłożenie ułomków chleba na zewnętrznym parapecie klasowego okna! Puenta tej opowiastki czekała już za drzwiami! Pani dyrektor kontrolująca szkolne korytarze w czasie przerwy zwraca się z wyrzutem do nauczyciela: – Nie ma Cię Arku na dyżurze!

PRZYPADEK 2  TALENT A ODWAGA PONOSZENIA PORAŻKI Na zajęciach prowadzonego przeze mnie koła matematycznego pojawiła się wyjątkowo Monika, uczennica klasy szóstej. Miała pisać poprawkowy sprawdzian z ułamków dziesiętnych i zwykłych. Często tak praktykowałem, że tzw. uczniowie słabi przychodzili na koło, by poprawiać nieudane sprawdziany. Uważam, że nic złego im się nie stanie, jeśli przez chwilę „pooddychają” mimochodem atmosferą matematycznych sporów, poszukiwań w wydaniu tzw. dobrych uczniów. Monika należała do krnąbrnych i zarazem leniwych uczennic. Nie odczuwała lęku czy choćby wstydu z tytułu braku notatki z lekcji bądź pracy domowej. Lubiła za to włączyć się w tok lekcji, kiedy przyszła jej na to ochota. Wystawiała mnie na niekończącą się próbę cierpliwości, wyrozumiałości. Rzadko można było powiedzieć coś dobrego o uczestnictwie Moniki w lekcjach matematyki. Kiedy siedząc „na tyłach” sali skończyła swoje poprawkowe zadania, zaproponowałem jej, o ile miałaby ochotę i czas, pozostanie z nami na kole. Byliśmy w trakcie rozwiązywania zadania , które Bartek i Mariusz „świeżo” przywieźli z półfinałów Mistrzostw Polski w Grach Matematycznych i Logicznych we Wrocławiu. Monika przystała na moje zaproszenie. Po prezentacji treści zadania, które polegało na wypełnieniu pustych miejsc pomiędzy siedmioma siódemkami, znakami działań „+” lub „x” lub też nawiasami tak , aby uzyskać wynik 707!! – ruszyliśmy do pracy. Ja też . Starałem się bowiem nie rozwiązywać zadań przed zajęciami, aby postawić się „na równi” z uczniami. Wydaje mi się to bardzo wychowawcze, jeśli uczniowie mogą zobaczyć swego nauczyciela w sytuacji, że czegoś nie wie lub miewa też trudności , bo taka jest w końcu prawda o każdym z nas – dorosłych.

Typ zadania, które wybrali sami uczniowie należy do tych , które wymagają iluś-tam prób sprawdzania rozwiązania bez użycia jakiejś wyrafinowanej metodyki. Ja , jak przystało na „rasowego” matematyka zacząłem szukać rozwiązania uciekając się do metody redukcyjnej przy użyciu grafów(sic!). Najlepsi uczniowie działali „po swojemu”. Po mniej więcej pięciu minutach odezwała się jako pierwsza Monika: „chyba mam”. Z niedowierzaniem zapytałem (tyle razy byłem już świadkiem przedwczesnej euforii): sprawdziłaś? -Tak, sprawdziłam kalkulatorem! – odpowiedziała podekscytowana. Skierowałem pytanie do pozostałych uczestników (uczniowie klas trzecich , czwartych, piątych i szóstych): Czy ktoś ma rozwiązanie? Cisza. Poprosiłem więc Monikę o przedstawienie rozwiązania. Było poprawne! Oto one:   (7+7)x7x7+7+7+7=707.Trzeba było widzieć osłupienie całej matematycznej „elity” szkoły. Rzecz wydawała się nieprawdopodobna. Zresztą sama Monika była zaskoczona rezultatem swoich poszukiwań. Nie pierwszy już raz w mojej pracy nauczycielskiej przypadek STAWAŁ SIĘ REŻYSEREM sytuacji wychowawczej. Wygląda na to, że powinniśmy się wystrzegać utartych sposobów postępowania w sytuacjach nietypowych. Nie wolno lekceważyć jako partnerów do współpracy uczniów tzw. słabych. Okazuje się , że ci „ostatni” nie mając nic do stracenia , otwierają się na nieznane, gotowi odważnie   podążać metodą prób i błędów bez pewności dojścia do celu. Takiej właśnie, odważnie poszukującej postawy zabrakło najlepszym uczniom – brakuje jej też elitom na co dzień w życiu społecznym.

PRZYPADEK 3 UŚPIONY POTENCJAŁ Kiedyś przeprowadziłem w piątej klasie eksperyment: uczniowie otrzymali do rozwiązania w zespole klasowym problem „sprawiedliwego podziału” otrzymanych cukierków. Moja rola sprowadzała się do dopilnowania, żeby kolejna osoba zabierająca głos nawiązywała do poprzednika/sprawdzian słuchania innych/ niezależnie czy zgadza się z nim czy też nie, no i sam wyciągałem od ucznia istotę rzeczy, gdy swoją wypowiedź zbytnio przedłużał. Dyskusja rozgorzała na dobre, kiedy po propozycji jednego z dwunastolatków: obrócenia kolejki z torebką, pozostało na koniec siedem cukierków do podziału na prawie 30 osób. Młodzi dyskutanci, inspirując się nawzajem nowymi ideami, wskazali ostateczne rozwiązanie, którego nie powstydziliby się studenci z MIT – Sławek, 12latek z Polski /uczeń wg kryteriów szkolnych przeciętny/ zaproponował, aby cukierki rozpuścić w odpowiedniej ilości wody i tak przyrządzony napój rozlać do szklanek wszystkim do pełna. „Rozpakowując” potem od strony logicznej uczniowskie wypowiedzi doliczyłem się w ciągu 30minut 120   wypowiedzi, a użyte przez dwunastolatków w trakcie dociekań logiczne instrumenty argumentacyjne zdumiały mnie swoją dojrzałością – w szkole tego się na pewno nie uczyli. Na normalnej mojej lekcji ten twórczy fenomen już się nigdy nie powtórzył.

Pytam na koniec: Co niedobrego robimy z uczniowskimi umysłami na lekcjach, że w tak niewielkim stopniu uczniowie ujawniają swój naturalny, olbrzymi potencjał?

PRZYPADEK 4 (pozaszkolny)ZAMIŁOWANIE WAŻNIEJSZE OD TALENTU   To nie talent, a zamiłowanie stało u początku publicznej drogi artystycznej niepełnosprawnych intelektualnie solistów ze szczecińskiego Zespołu Piosenki Naiwnej. Nie jest to grupa wyselekcjonowanych, uzdolnionych muzycznie osób jak zwykło czynić się na starcie zespołu do publicznej kariery. Od czasu spotkania przed 30stu laty we wspólnocie „Wiara i Światło” osoby te niezmiennie chętnie muzykują, śpiewają , bo kochają to robić. Nie dzielą występów na mniej i bardziej ważne, a na każdej próbie dają z siebie wszystko, co mają tego dnia najlepszego w sobie. Jedni przy tym śpiewają „ładnie” , a drudzy ”brzydko”. Jedno mają wspólne: czynią to autentycznie, bez udawania czy podszywania się za kogoś innego. Nie muszą czegoś „umieć”, żeby móc zagrać prosto „z serca”! Są na scenie wyjątkowi, przeżywają szczerze i potrafią poruszać serca publiczności. Doświadczyli tego uznani w Polsce artyści występujący u ich boku. Specyfiką muzykowania przyjaciół-akompaniatorów w zespole jest podążanie za tempem i rytmem śpiewania solistek i rodzącymi się spontanicznie emocjami. Droga artystyczna przebyta przez niepełnosprawnych solistów utwierdza mnie w przeświadczeniu, że w sztuce jak i w życiu liczą się najbardziej serce, pasja i relacje, potem dopiero i to niekoniecznie tzw. profesjonalizm wykonawczy. Wspólne muzykowanie może nas zaprowadzić do przeżywania komunii ze sobą , już poza samą muzyką – ona była potrzebna do rozgrzania serc! Z tego miejsca widać doskonale jak nieocenioną rolę może spełnić mądra edukacja muzyczna w szkole. Moje muzyczne doświadczenie podpowiada mi, że zamiłowanie rodzi się w drodze.

Trzeba być więc ze swoimi uczniami w jakiejś drodze nie stawiając sztywno celów tej wędrówce. Przewodnicy sami powinni stać się uprzednio miłośnikami -taka postawa bywa bowiem zaraźliwa dla tych, co się jeszcze nie przekonali! W priorytetach programowych edukacji: kultura miłośników zatroskana o piękne umysły winna zastąpić kulturę rywalizacji opartej na wąsko rozumianych talentach i samorealizacji ego nie liczącej się ze słabszymi od siebie.

 

PROPOZYCJE ZMIAN PARADYGMATÓW: WYJĄTKOWOŚĆ i ZAMIŁOWANIE W MIEJSCE URYNKOWIONEGO TALENTU

 

   Na początek pozwolę sobie na parę rozróżnień. Talent, nie jest po to –moim zdaniem- aby ktoś mógł wygrywać wąskotematyczne konkursy, by być następnie nagrodzonym, a szkole i rodzicom przysporzyć splendorów. Talent nie jest też po to, by go kiedyś dobrze „sprzedać” na rynku pracy. Talent jest po to, by to, co ukryte i dane zarazem w swojej możności i wyjątkowości odsłaniać i rozwijać z pożytkiem dla ucznia i innych, pomnażać wspólne dobro. Jedni otrzymali więcej , drudzy mniej talentów. Zdolności do ich rozwijania dostał każdy! Ten, któremu więcej z natury dano winien rozumieć zobowiązanie wobec tych, którym natura poskąpiła talentu w tym akurat zakresie – talenty , zgodnie z życzeniem Stwórcy, winniśmy pomnażać. Rodzi się pytanie: dla siebie czy dla wspólnoty w której przyszło nam żyć? Aby nagrodą dla najbardziej utalentowanych stała się prawda, a motywacją możliwość niesienia pomocy słabszym potrzeba na m pięknych umysłów, które zechciałaby tą miarą żyć. Do tego potrzebne są w szkole właściwe okazje i odpowiednia atmosfera! Aby posłannictwo talentem lepiej pojąć potrzebujemy edukacji w kierunku społeczeństwa głęboko ludzkiego biorąc wszelkie wyścigi w głęboki nawias.

Każdy młody człowiek ma prawo oczekiwać, że szkoła przyszłości pomoże mu odkryć i rozwinąć własne talenty i dary z którymi przyszedł na świat, co pozwoli mu na życie bez obietnic ale z sensem i pasją. Moja propozycja zmiany paradygmatów edukacji zmierza do zastąpienia centralnego miejsca, które w obecnej kulturze, systemie edukacji zajmuje talent zamiłowaniem do odkrywania swojej wyjątkowości. Ta „detronizacja” talentu wyjdzie mu tylko na dobre, bo pozwoli odsłonić jego prawdziwą istotę. Dlaczego na miejsce talentu akurat wyjątkowość i zamiłowanie?bo do tego dostęp ma każdy uczeń bez wyjątku; kategorie te nie mają też rynkowych konotacji, co uwalnia je od potrzeby porównywania, stawania do wyścigów i rywalizacji! To szansa na bardziej zrównoważony rozwój całego społeczeństwa , a nie tylko samych elit. Elity czyli ci którym „dano więcej” mają tak naprawdę zobowiązanie wobec tych, którym „dano mniej”. Droga do odkrywania własnej wyjątkowości wiedzie przez szkolną klasę pojętą jako zespół o charakterze wspólnotowym w którym „ten obok” nie jest kimś obcym czy jedynie rywalem, ale staje się sojusznikiem wspólnej sprawy, która nazywa się wspólnotą. Człowiek niczym roślina potrzebuje koniecznie dla swojego wzrostu sprzyjających warunków. Droga do własnych, samodzielnych poszukiwań wymaga odsłonięcia na początku własnych słabości w postaci barier , zahamowań, niemocy, co powoduje podwyższenie progu lękowego z powodu obawy przed wyśmianiem czy porównaniem z tymi, co sobie lepiej radzą. To bardzo delikatna sprawa, a zarazem wymagająca najwyższej uwagi! Bez uważności samego nauczyciela jak i sprzyjającej atmosfery klasy, wolnej od pokusy podpowiadania czy wyśmiewania, droga ta nie powiedzie się i przyniesie uczniom jedynie kolejne zranienie , które może przeistoczyć się w długotrwałą blokadę mającą swoje konsekwencje w dorosłym życiu.

PODSUMOWANIE

O jakiego człowieka więc nam chodzi? – nasze społeczeństwo nie może udawać , że to pytanie nieistotne. Uznanie siebie za byt kruchy, a zarazem posiadający nieskończenie wielkie możliwości prowadzi w konsekwencji do pokornego uznania, że nie jesteśmy panami swojego życia i śmierci. Odkryć swój niepowtarzalny genotyp możliwości w przemarszu przez scenę Życia, niczym kolejna, wyjątkowa liczba naturalna oznacza pójście dalej drogą odnajdywania własnej wyjątkowości, budzenia zamiłowania i wyzwalania w sobie siły, aby „chciało się chcieć”. Nie ma ważniejszego priorytetu dla edukacji przyszłości jak utorowanie tzw.przeciętniakom drogi do stawania się pięknymi umysłami, które znają swoją wartość i zarazem rozpoznają swoje przeznaczenie.

     Zmiany zaczynają się od nowych założeń i nowych idei . Zapraszam więc odważnych, już tu i teraz, do rozpoczęcia wspólnej pracy nad bardziej przyjaznym dla naszych dzieci światem, który upatruję w wizji społeczeństwa głęboko ludzkiego. Czy możemy wskazać sojuszników tak rzadko spotykanej dziś postawy „nie szukania swego”? W kulturze, edukacji wymagałoby to postawienia „na świeczniku” nowych wartości, rezygnacji z wyjątkowej pozycji w społeczeństwie zajmowanej przez talent. Wydaje się to na dziś postulatem utopijnym. Ale kto wie dokąd zaprowadzi nas obecny kryzys? Piękne umysły mogą okazać się ratunkiem dla zagubionej ludzkości nie potrafiącej wypuścić ze szponów swojego „dorobku”. Tylko piękny umysł będzie potrafił mądrze rozpoznawać, rozwijać i używać swoich talentów z pożytkiem także dla wspólnoty. Tylko piękne umysły gotowe są brać pod uwagę darmowość daru.

Z kulejącą współczesną edukacją lepiej radzą sobie rodziny bardziej zamożne lub świadome wagi edukacji – dopilnowując swoje dzieci w lekcjach, wożąc je na zajęcia dodatkowe, posyłając w razie potrzeby na korepetycje, języki obce, a ostatecznie kierując do odpowiednich, coraz bardziej elitarnych szkół, gdzie na wejściu trzeba zdać egzamin testowy. Sam tak przecież robiłem z własnymi dziećmi. Pieczętujemy tym samym społeczny status quo oparty na segregacji i wpisujemy się w logikę „wyścigu szczurów” gubiąc po drodze wspólnotowy wymiar społecznego życia. Na domiar złego cała reszta populacji szkolnej, pozbawiona rodzinnego wsparcia idzie zatem najczęściej „w odstawkę”. Poddając się takiej aurze, zbyt łatwo godzimy się potem na „nieludzkie” warunki dostępu do pracy, mieszkania, utrzymania rodziny. Nie ma we mnie zgody na taki stan rzeczy …. Polska nie może dalej prowadzić polityki byle jakiej edukacji obliczonej na zaradność samych zainteresowanych rodziców. To nas spycha na peryferia Europy. Energia społeczna wyzwolona w dobrze wyedukowanych, wolnych, myślących, kreatywnych umysłach i otwartych przy tym sercach jest bezcenna dla całej naszej wspólnoty w której przyszło nam żyć: pracować, zakładać rodziny, kochać i poszukiwać spełnienia. Za wiedzę trzeba najpierw chcieć nauczycielowi solidnie zapłacić, ale nie z prywatnej /bo zbyt zróżnicowanej/, a z publicznej kieszeni… Samych nauczycieli trzeba wpierw we właściwy sposób wyłonić, a następnie porządnie przygotować do tej misyjnej pracy! No i stworzyć właściwe ramy do edukacyjnej pracy. Solidna edukacja, zwłaszcza powszechna kosztuje niemało. Trzeba nam zbroić społeczeństwo w siłę i wiedzę. Mądra edukacja stanowi bogactwo społeczeństwa, co najmniej na równi z kopalinami…

Brak możliwości komentowania.