List z Afryki – Barbara Płodzień

List z Togo /Afryka/

 

Postaram się trochę napisać o podejściu tutejszej ludności do pracy.

Odpowiadając na pytanie, czy ci kowale nie wchodzą sobie w drogę i nie odbierają  sobie klientów , odpowiedź brzmi –nie.

Jak wcześniej już pisałam, każdy dzień  należy do innego  fachowca.

W poniedziałek  Pan x wyrabia młotyki , we wtorek pan y. Tu się myśli o drugim, o jego rodzinie , o jego sytuacji w domu.

Tak samo jest z krawcowymi. W każdej wiosce, jest 3-4 krawcowe, oczywiście wszystkie szyją tego samego dnia, bo potrzeb jest wiele. Fajne jest to, ze jeżeli idzie się do pani x i prosi by uszyła to, czy tamto ,a ona jest zajęta bo ma inne zamówienia lub nie potrafi tego zrobić , zawsze poleci kogoś kto jest dobry w tym fachu i potrzebuje pieniędzy. To jest super , bo mogłaby np.przyjąć zamówienie i kiedyś je zrealizować.

Tu ludzie nie walczą aż tak ze sobą ,jest tu takie wyczucie na potrzeby sąsiadów, bliskich.

Czasami zdarza się, ze chcę coś kupić na targu i nie ma tego na tym stoisku, pani zaraz biegnie na drugie, trzecie i mówi do mnie, że jej koleżanka ma, a mogłaby przecież mi wcisnąć cos swojego.

Podobnie jest z ,,Ciuku” – to tradycyjny, fermentowany, dość mocny  napój, podobny do naszego piwa. Każdego dnia, przy innym domu jest wystawiony kalabas(naczynie z którego się pije Ciuk). Oznacza to, że dziś pani Ania sprzedaje ciuk , jutro pani Frania , pojutrze pani Zosia i tak każdego dnia gdzie indziej można wzmocnić siły tym ożywczym napojem.

Tak samo jest z wiejskimi targami , każda wioska ma swój dzień.

Tak tu jest w Togo, w  naszej części Afryki , ale jak się słucha czasami opowiadań  innych misjonarzy to jest prawie wszędzie tak samo. Bieda łączy , uczy wrażliwości i wychodzenia z egoizmu.

Ludzie tu ciągle szukają pracy, czasami to ich poczucie gospodarności jest dla nas niezrozumiałe, bo np. ktoś pracuje i kiedy uzbiera trochę grosza , to przestaje pracować i czeka do dnia, kiedy znów nie ma nic. Tak się dzieje w miasteczkach , nie na wsi.

U nas na wioskach ciągle jest za mało wszystkiego, tu ludzie żyją z upraw pomidorów(w porze deszczowej) , kukurydzy , sorga (na Ciuk) , niniamów, gąba i pimo , orzeszków ziemnych.  Każdego dnia, widzę jaka ta praca jest ciężka. Saoude i inne wioseczki leżą w górach, uprawa tu jest bardzo trudna, by coś posadzić, posiać  trzeba wcześniej oczyścić miejsce, pozbierać kamienie, wyciąć trawy , przynieść wodę do podlania, a słońce świeci, ziemia jest sucha mimo pory deszczowej(właśnie się u nas skończyła, czekać na deszcz będziemy do maja).

Do pracy są zaangażowani wszyscy, dzieci uczą się kopać w polu, w szkole, często mają zajęcia praktyczne.  Nie rzadko z nauczycielami wychodzą w pole i uczą się przygotowywać miejsce  do uprawy.

Każdego dnia do naszych drzwi pukają dorośli  ludzie, dzieci również ,bo szukają pracy.

Dzieci  szukają pieniędzy na szkołę lub inne potrzeby. Dorośli na przeżycie. Trudno jest powiedzieć , że nie ma pracy: dzieci pozamiatają podwórko, podleją kwiaty. Zawsze coś zarobią , ale dla dorosłych to trudno  znaleźć jakieś stałe, płatne zajęcie.

Często mówi się o Afrykańczykach, że to lenie. Owszem, może to czasami prawda, bo wszędzie są tacy sami ludzie – zarobić by się nie narobić. Ale, ja widzę to trochę inaczej. Bardzo podziwiam tutejsze kobiety , czasami jak się na nie patrzy , na ich pracowitość, to się zastanawiam  skąd w nich jest tyle siły do tego wszystkiego i jeszcze ten uśmiech i chęć do rozmowy.  To tyle, nie wiem, czy może być to co napisałam, ale trudno jest pisać o tym wszystkim, to trzeba zobaczyć, ten wysiłek, tych ludzi, biedę., Poczuć, to słońce, zmęczenie , przejść kilometry po kamienistej drodze by dojść do celu. Pozdrawiam uczestników zamkowego spotkania w Szczecinie –  Baśka Płodzień – świecka misjonarka z Polski.

 

 

Brak możliwości komentowania.