13 grudnia 2020 roku odszedł do Pana nasz przyjaciel ks. Jerzy Steckiewicz. Zmarł samotnie w Kaliningradzie na koronawirusa na obcej dla nas ziemi.
Ale dla niego nie była to obca ziemia bo wszędzie znajdował ludzi, którzy pragnęli kontaktu z Bogiem. Był apostołem dla tych ludzi, którym władze komunistyczne zabrały kościoły, kaplice, ale nie mogły wydrzeć im tęsknoty za Bogiem.
Dzięki pracy ks. Jerzego wielu wróciło do Kościoła – tworzą tam piękne wspólnoty.
Ks. Jerzy nie tylko głosił tam Słowo Boże, ale również zadbał o pomoc charytatywną dla tamtejszej ludności. Tamtejsze Caritas pomaga wszystkim potrzebującym: prawosławnym, katolikom, muzułmanom, niewierzącym.
O Jego pracy duszpasterskiej tak naprawdę dowiedziałam się na Jego pogrzebie choć znamy się ok.45 lat – od czasów studenckich.
Był człowiekiem bardzo skromnym, niewiele mówił o sobie, ale słuchał innych.
Poznałam obu braci bliźniaków -Jerzego i Andrzeja na oazie ks. Blachnickiego w Krościenku. Byli wtedy po pierwszym roku seminarium. Sympatyczni, urodziwi bliźniacy cieszyli się sympatią wielu dziewczyn. Ale dla mnie i moich koleżanek były ważne nasze dyskusje gdzie racjonalnie potrafili odpowiadać na moje czasem głupie pytania.
Później obserwowałam ich na pielgrzymce Warszawskiej gdzie ofiarnie pomagali utrudzonym dziewczynom, które jak podejrzewałam – chciały zwrócić na siebie uwagę. Ale dla nich najważniejszy był Pan Bóg i służba Bogu. Podczas ich Mszy Prymicyjnej poznałam również ich wspaniała, skromna Mamę – matkę ośmiorga dzieci.
Dlaczego ks. Jerzy był tak wspaniałym, pięknym księdzem ?
Odpowiedzi chyba należy szukać w Jego i Andrzeja rodzinie. Jaka atmosfera oparta na miłości Boga i bliźniego musiała tam panować skoro z ośmiorga dzieci – troje poświęciło się Bogu? ?/ siostra Bożena jest „Kalkucianką” ?, a pozostałą rodzinę łączą głębokie więzi.
Opowiadali mi bracia bliźniacy o wspólnych, pięknych spotkaniach całej rodziny ok.120 osób, o tym jak ta Rodzina wspiera się nawzajem. Może dlatego wraz z Ks. Kazieczką podarowali niepełnosprawnym zrujnowany wówczas dom w Łysogórkach.
Wizją tego domu było stworzenie domu rodzinnego dla niepełnosprawnych i sierot z niepełnosprawnością. Wraz z ks. Andrzejem i ks. Janem ks. Jerzy wspierał fundację duchowo swoimi wskazówkami i radami.
Dla mnie było to bardzo ważne, ze choć jesteśmy daleko to wspieramy się wzajemnie.
Niezapomnianym dla mnie dniem był ślub mój i Jasia 33 lata temu.
Była to msza św. wspólnotowa, a ślubu udzielali nam księża bliźniacy: ks. Andrzej oraz ks. Jerzy. Wielu naszych znajomych było zadziwionych radością i szczęściem jakimi dzielili się niepełnosprawni z innymi
Zadziwiające jest jak ks. Jurek ewangelizował również po swojej śmierci. Uczestniczyłam online w czuwaniu oraz pogrzebie w kościele św. Alberta w Kaliningradzie. Z jakąż pobożnością, czcią dla Niego jak dla dobrego ojca modlili się za niego nie tylko jego parafianie.
Sama po raz pierwszy uczestniczyłam w różańcu, Koronce do Miłosierdzia Bożego w języku rosyjskim i ukraińskim. A na pogrzebie pożegnali go nie tylko księża katoliccy, ale również prawosławni oraz immam.
Wzruszająco mówił o początkach tego Kościoła i posługi ks. Jurka na tej ziemi starszy pan Antoni. Mówił o tym jak modlili się pod gołym niebem, aby mógł tam odrodzić się Kościół Katolicki.
O swojej pracy duszpasterskiej ks. Jerzy napisał w książce „Kościół katolicki w obwodzie kaliningradzkim w latach 1945 – 2009”.
Dlatego przestalam się dziwić, ze chce być pochowany tam gdzie pozostawił połowę swego serca i życia o czym napisał również w swoim testamencie.
Ostatnio nasz dobry Bóg odwołał z ziemskiej posługi innych przyjaciół niepełnosprawnych ks. Tadeusza Giedrysa, zm.19.10.2020 i mojego męża Jasia zm.20.10.2020
Wszyscy przejmowali się losem każdego człowieka cierpiącego i potrzebującego.
Pewnie są potrzebni Panu Bogu w niebie….
Nie mówię im żegnajcie tylko DO ZOBACZENIA
Miśka- Maria Lipowicz