Mirella Markowska (1959-2020)

Wspomnienie Arka Więcko

Wspomnienie

Dobrze pamiętam początki Mirelli we wspólnocie ruchu „Wiara i Światło”. Pojawiła się jako siostra Jarka i córka mamy Krystyny. Cała trójka trafiła do wspólnoty szukając wyjścia z osamotnienia po śmierci taty. Mam przed oczami taki obrazek: Mirella kroczy  obok brata  parę kroków za mamą, milcząca jak takie niechciane, brzydkie kaczątko. Wiedziałem już niebawem, że lubi śpiewać ale zżerała ją trema, więc podczas śpiewów na mszy wspólnotowej pozostawała raczej wycofana.

Dopiero po śmierci mamy zaczęła się „rozkręcać” nabierając odwagi do włączania się w różne aktywności w obszarze wspólnoty: rekolekcje, warsztaty, prace porządkowe w „Jandrzejówce” w Starych Łysogórkach, karnawałowe zabawy. Jej aktywność nosiła charakter „przypływów i odpływów” energii. Z brzydkiego kaczątka przedzierzgała się stopniowo  w urokliwego łabędzia pozostając jednak wciąż dla wszystkich zagadką.

Przed dziesięciu laty zaprosiłem Mirellę, trochę „w ciemno” do kadry przygotowującej coroczne słynne, wyjątkowe w całym mieście, wakacyjne  Półkolonie na Wzgórzu Hetmańskim dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Kolonie te zainicjowane przed 20laty przez śp. Annę Kowalewską (panią Anię) -a po jej śmierci kontynuowane przez Grzegorza Rutkowskiego i oddział parafialny Akcji Katolickiej przy ul.Orawskiej 2-  miały swoich stałych bywalców. Czekali cierpliwie przez cały rok na kolejne spotkanie i nowe atrakcje! Wypróbowana kadra rozumiejąca się w pół słowa sprawiała, że koloniści czuli się tu jak we wspólnocie.

Pamiętam pytanie mocno poirytowanego sytuacją Szefa AK: co robi tutaj Mirella? Moja odpowiedź, że jest tu ze swoim bratem Jarkiem go wyraźnie nie zadowalała, bo przecież była na liście kadry, która na koniec półkolonii była skromnie ale opłacana! Myślę, że i część kadry była mocno zakłopotana tym faktem. Mirella sprawiała bowiem momentami  wrażenie raczej kolonistki niż wychowawcy:  biernie przyglądała się rozwojowi wydarzeń, nie przejawiając inicjatywy własnej…jakby czekała na jakiś bliżej nieokreślony, sprzyjający moment. Mając za sobą 20letni staż wspólnotowy byłem na to przygotowany –inni nie. Trudno się dziwić: klasyczna pedagogika wkłada do głowy adeptom, że najważniejsze jest być z góry przygotowanym, mieć plan działania najlepiej podpierając się przy tym konspektem. A tu nic z tego się nie sprawdzało… pozostawało jedynie czekać, niczego nie przyspieszając. Mirella potrzebowała czasu jak i naszej wewnętrznej zgody na to by mogła się odważyć  wejść w te półkolonie ze swoim powiewem talentu. Wiedzieliśmy o jej rozlicznych zamiłowaniach  do malarstwa, muzyki, tańca –  kiedy i  gdzie to wszystko z niej uleciało?

Widocznym przełomem dla Mirelli był „dzień cygański” , który przygotowała dla kolonistów w oparciu o swoje młodzieńcze doświadczenia nauczycielskiej pracy z młodzieżą cygańską. Nie obyło się bez cygańskiego napoju i tańca. Zaprezentowała  też pokaz karate podczas kolonijnego „dnia sportu”. Poprowadziła z kolonistami zajęcia plastyczne. Niebawem, jej muzyczna pasja  pozwoliła zbliżyć się  mocniej do Zespołu Piosenki Naiwnej. Akompaniowała na elektrycznym pianinie solistom w paru piosenkach nagrywając wspólnie z zespołem płytę „Uczę się ciebie…” (2017). Jeszcze tego samego roku wystąpiła w Sali Kameralnej Filharmonii Szczecińskiej w koncercie ”Uczę się ciebie człowieku”  Zespołu Piosenki Naiwnej i jego gości w ramach IX Szczecińskiego Zalewu Myśli. Niewątpliwym przeżyciem było dla niej zasiąść pierwszy raz w życiu  za oryginalnym Steinway`em!

Jednak nie na spektakularnych sukcesach chciałbym się skupić. Ani też na tym, że była antysystemowa: nie przerażał ją brak ubezpieczenia(bo nie miała pracy), ani niekompletność dokumentów które uniemożliwiały wszczęcie procedury emerytalnej. Do jej wizerunku trzeba  dodać fakt, że równie dobrze potrafiła się czuć wśród katolików jak i świadków Jehowy nie wspominając o braciach zielonoświątkowcach. I co wy na to? – doktrynerzy i stróże wszelakich porządków!  Mirella kierowała się miłością. Ktoś powie: była naiwna. Dla niej nie była to obraza. Szła za głosem serca!

To co wyróżniało Mirellę ponadprzeciętnie była jej hojność i wspaniałomyślność! Pozwolę sobie na parę przykładów.

Przykład 1      Spotkanie z poetą

Jesteśmy na spotkaniu autorskim Zbigniewa Smoczka,  poety leśnika w ramach Zalewu Myśli 2016. W kątach  zamkowej sali  „przemawiają” do uczestników, choć nie zauważone od razu , obrazy Mirelli Markowskiej zgromadzone naprędce (pomysł przyszedł niemal „na schodach”) ściśle korespondujące z tematyką przyrodniczą wierszy gościa wieczoru. Na koniec ma miejsce tradycyjna promocja twórczości autora. Podchodzi doń Mirella i prosi o tomik z autografem przedstawiając się jako autorka prac malarskich towarzyszących temu spotkaniu. Gość wieczoru wspaniałomyślnie rzuca: „Ten tomik jest ode mnie dla pani w prezencie!” Na co ripostuje Mirella: „A ja panu ofiarowuję w prezencie jeden z moich obrazów. Który podoba się panu szczególnie?”. Poeta przeżywa szok: nie może pojąć tak nieekwiwalentnej wymiany darów. Po powrocie do domu nie daje mu to spokoju(wiem o tym od niego samego -to mój serdeczny przyjaciel z ławy szkolnej VLO!). Chce się jakoś odwdzięczyć. Podrzuca Mirelli  na święta Bożego Narodzenia dziczyznę i oferuje pośrednictwo w sprzedaży jej obrazów. W następne święta Mirella wraz z bratem Jarkiem są już gośćmi w jego domu. Zaprzyjaźniają się i nie nosi to znamion damsko-męskich… Zbyszek poeta zakłada we własnym domu stopery do uszu by znosić uciążliwe pokrzykiwania Jarka, bo Mirella postawiła warunek: może być jego  gościem ale tylko z niepełnosprawnym bratem! Gospodarz gotów był płacić wysoką cenę dyskomfortu za –jak sam określił- … przyjaźń życia.

Przykład 2     Na koncercie-recitalu pianisty

W dzień poprzedzający koncert recital w Sali Kameralnej FS pianista Grzegorz Płonka wraz z mamą Małgorzatą goszczą u Mirelli w domu. Mirelka jest urzeczona wrażliwością muzyczną Grzegorza. Prosi o możliwość skserowania nut! Wysłuchujemy też jego  mini koncertu.

Następnego dnia, sam koncert w Filharmonii  miał zwieńczyć ogólnopolskie sympozjum Stowarzyszenia Osób Głuchych. Nasz artysta sam się do nich zalicza. Na sali pozostaje zaledwie  ociupinka uczestników eventu (może ze dwadzieścia osób?), w tym mama Grzegorza, Mirella i niżej podpisany. Kiedy kończy się koncert, artysta kłania się nisko publiczności , choć oklaskuje go zaledwie garstka. Nagle wskakuje na scenę  Mirella z … naręczem róż. Ona jedna pomyślała o wdzięczności ! Trzeba koniecznie dodać: Mirella nie była organizatorem tego koncertu, sama dużo wcześniej  to wymyśliła. Z szacunku do sztuki i samego artysty – ilość uczestników nie grała roli!

Przykład 3    Urodziny w jazz klubie

Zbliżał się termin moich urodzin, wcale nie okrągłych. Mirelka  o tym wiedziała i zaplanowała niespodziankę.  Znając moją słabość do jazzu wyszukała miejsca gdzie grali tego wieczoru jazz i tam mnie zaprosiła. Nie stać jej było na fundowanie kolacji więc poprzestała na zabraniu ze sobą –oprócz niepełnosprawnego brata!- własnego ciasta narażając się na obciach. Mało tego: zaprosiła też w to samo miejsce naszego wspólnego przyjaciela z którym często muzykujemy!

Przykład 4       Józek i Boguś –idą święta

Była serdecznie zaprzyjaźniona z dwójką dorosłych mężczyzn: Bogusiem i Józkiem, uczestników Domu Pomocy Społecznej dla osób z niepełnosprawnością intelektualną w Nowogardzie i jednocześnie wieloletnich przyjaciół szczecińskiej wspólnoty międzynarodowego ruchu „Wiara i Światło”. Nie oglądając się na własną sytuację materialną: utrzymywała się tak naprawdę z renty brata, nie kalkulując zapraszała do siebie na tygodniowy pobyt świąteczny dwójkę mężczyzn! Często podkreślała: przecież oni nie mają najbliższej rodziny, a ja mam, a nadto: Jaruś(brat Mirelli-d.a.) lubi przecież gości!

 

 

Wspomniał: Arek Więcko

Brak możliwości komentowania.