Kiedy jestem sobą? Weronika Salamon kl. IC

15.10.2013r.

Dasz radę. Przecież to nic strasznego. I kogo ja oszukuję ? To oczywiste, że sobie nie poradzę. Jutrzejszy dzień będzie dla mnie jak starcie z czymś niemożliwym. Nikogo nie znam, w nikim nie mam wsparcia. Mała w wielkim świecie. Właśnie tak to czuję.

– Dziecko uspokój się. – Moja mama jak zwykle stara się panować nad wszystkim, nawet nade mną. Nie idzie jej to za dobrze, ale lepsze takie wsparcie niż żadne. I jak zwykle z jej ust pada słowo: „DZIECKO”. Nie jestem dzieckiem. Przecież jutro pierwszy dzień liceum.
-Dzień dobry, wstajemy. – Po raz pierwszy nie potrafi mnie pocieszyć nawet uśmiech mamy na powitanie.

– Cześć mamo. – Wymuszam z siebie uśmiech aby jej nie urazić. Nie chcę, zepsuć jej humoru – Już wstaję.

Z nerwów nie zjadłam śniadania. Od razu poszłam się szykować. Przebieram w szafie, próbuję stworzyć jakieś zestawy. Nie! Nie poradzisz sobie! – Krzyczy moja podświadomość. I właśnie w tym momencie jak sparaliżowana upadam na ziemię. Przyciągam głowę do kolan. W pokoju słychać tylko mój płacz. To co czuje jest nie do opisania. Wszystkie uczucia gotują się we mnie i mam wrażenie, że tego nie wytrzymam. Strach, lęk, obawa, że nie zostanę zaakceptowana.
-Córciu! – Głos mamy aż podnosi mnie na nogi. – Masz mało czasu. Zaraz będziemy jechać.

Szybko staram się uspokoić, aby nie zobaczyła, że płakałam. Dziś nie mam ochoty na długą i męczącą rozmowę.

Długo się nie zastanawiając biorę czarną bluzkę i szary sweterek w paski. Do tego wyciągam z szafy swoje ulubione dżinsy. Nie są one w idealnym stanie, ale w nich czuję się dobrze i swobodnie.

Ubrana schodzę do salonu. Biorę plecak i ubieram granatowe trampki. Są w dobrym stanie jak na tyle lat. Przed wyjściem ostatnie spojrzenie w lustro. Dokładnie się sobie przyglądam. Wyglądam całkiem ładnie. Dobrze mi w tym sweterku. Na ostatnią chwilę szybko tuszuję rzęsy. Nagle czuje, że cały tusz mam w oku. Klakson, którego użyła mama, miał mnie pośpieszyć, a jak zwykle wyszło przeciwnie.
Z podrażnionymi oczami, zdenerwowana na mamę, wchodzę do samochodu. Chyba domyśliła się co się stało i wolała się nie odzywać. Jak ja teraz wyglądam? Patrzę w samochodowe lusterko i widzę potwora z czerwonymi oczami. Dobrze ubranego potwora z czerwonymi oczami.

W samochodzie zasnęłam. Otwieram oczy i widzę to, czego bym nie chciała. Szkołę. Tak bardzo chciałabym się nie obudzić. Czuje, że zaczynam panikować. Strach wciąż rośnie. Nie mogę się uspokoić. Nie chcę tam wchodzić. Przypominam sobie o moim wypadku z tuszem. Szybko spoglądam w lusterko. Ku mojemu zdziwieniu oczy wyglądają dobrze. Nie są tak mocno czerwone.

-No już. Musisz iść. – Dlaczego ja nie mam takiego entuzjazmu jak moja mama? – Dasz sobie radę.

-Dziękuję mamo. Kocham Cię. Do zobaczenia.

Żegnam się z mamą i wysiadam z samochodu. Do szkoły mam jakieś dwieście metrów. Idąc, mówię sobie, że dam radę. Nie może być aż tak źle. Przecież każdy przez to przechodzi.

I nadeszła ta chwila. Stoję przed drzwiami swojej nowej szkoły. Przed drzwiami liceum. Przez kilka sekund nachodzi mnie myśl żeby uciec. Ucieczka to dla mnie najlepsze wyjście ze wszystkich sytuacji. Muszę chociaż spróbować. Wchodzę.

Ogarnie mnie lęk i przerażenie. Tyle ludzi. Wszyscy się przepychają. To mnie przytłacza. Siadam w kącie. Muszę się uspokoić.

Siedzę i przyglądam się. Szkoła jest bardzo duża, więc czuje się w niej jeszcze mniejsza niż    naprawdę jestem. Na zewnątrz wygląda na bardzo starą, ale w środku widać duży wkład pracy na odnowienie. Jest ładnie i zadbanie. Pierwszą osobą która rzuciła mi się w oczy jest starsza pani z ciemnymi, krótkimi włosami. Ma na sobie coś podobnego do fartucha. Wygląda na bardzo miłą kobietę. Uśmiecha się do mnie.

Kolejnym obiektem moich obserwacji są uczniowie. Wchodzi trzech chłopców do szkoły. Jacy przystojni. Rumienię się na ich widok. Cieszę się, że ubrałam moje ulubione dżinsy i ten sweterek. Wiem, że dobrze wyglądam. I właśnie w tym momencie wszystkie moje myśli o sobie znikają. Patrzę na dziewczyny i widzę, że wszystkie wyglądają tak samo. Każda z nich ma wysokie obcasy, obcisłe czarne spodnie, torebkę, mocny makijaż, starannie zrobione włosy. Jak ja mam przetrwać w tej szkole?

Wstaję z myślą, że dziewczyny w mojej klasie nie są kolejnymi „klonami” i desperacko staram się dotrzeć do mojej sali. Ta szkoła jest taka wielka. Jak ja mam tu cokolwiek znaleźć ? Minęło już chyba dziesięć minut i nareszcie zauważam swoją klasę. Trzeba tylko do niej dotrzeć idąc przez korytarz pełen uczniów. Zaczynam iść. I znów czuję to co w domu. Właśnie w tej chwili chcę upaść, skulić się i zacząć płakać. Czuję palące spojrzenia innych na sobie. Po drodze słyszę komentarze innych: „Mała, uważaj bo się zgubisz!”. Lekceważę to. Przyśpieszam i znajduję się przy swojej klasie.

Doznaję szoku. „Płeć piękna” już zdążyła się ze sobą zakolegować. I tak jak przypuszczałam, są to klony w idealnym wydaniu. O co im wszystkim chodzi z tymi czarnymi torebkami w paski ? Ma je co najmniej siedemdziesiąt procent dziewcząt w szkole.
Zadaję sobie pytanie czy do nich podejść. Przecież muszę kogoś poznać. Chcę mieć znajomych.

Przyglądam im się. Są idealne. Długie włosy, świetna figura, jasne oczy. Jestem niczym w porównaniu z nimi. Decyduję się podejść. Podchodzę do nich powoli. Czuję, że robię się czerwona na twarzy.

– Cześć. – Dukam i kolor na mojej twarzy zmienia się w purpurę.

-Yyyy. Cześć. – Odpowiada jeden z klonów. Jest z nich wszystkich najwyższa i chyba najbardziej sztuczna. Wygląda na to, że to przywódca tego stada. – Potrzebujesz czegoś?

-Chciałam się tylko przywitać i poznać nowe koleżanki z klasy.

– Nie pasujesz do nas. – Mówiąc to paraliżuje mnie swoim spojrzeniem. Na spotkanie z tymi zimnymi oczami aż przechodzą mnie ciarki. – Potrzebujesz jeszcze czegoś?

– Nie. To wszystko.

Co za wredna małpa! Jak ona może tak mówić? Przecież nic jej nie zrobiłam, w żaden sposób jej nie uraziłam, nie powiedziałam nic niemiłego. Dlaczego po kilku minutach tak bardzo ich nienawidzę, a z drugiej strony chcę być taka jak one. Jest mi bardzo duszno. Muszę podejść do okna. Rzeczywiście odrobina świeżego powietrza dobrze robi. Mała, musisz dać sobie radę. Tak, muszę dać sobie radę. Przynajmniej udawanie, że jestem silna mi dobrze wychodzi. Zamykam okno i siadam na podłodze obok drzwi do mojej sali. Zauważam naprzeciwko osobę w kapturzę. Trudno mi określić czy to dziewczyna czy chłopak. Ma luźną bluzę, na głowie kaptur i dość staro wyglądające dżinsy. Całkiem ciekawie się prezentują. Jak moje trampki. Uśmiecham się jak o tym myślę. W uszach ma słuchawki. Właśnie na mnie patrzy.

Osobą siedzącą okazała się dziewczyna. Właśnie tak. Dziewczyna i nie należy ona do klonów. Nie potrafię ukryć zdziwienia na twarzy. Uśmiecha się do mnie. Chyba zaraz do mnie podejdzie.

– Cześć. Jestem Marta. Ciebie też spławiły?

– Cześć. Możesz mówić do mnie Mała, jak wszyscy. Tak. – Ucieszyłam się, że nie tylko ja jestem na tyle pokręcona, żeby do nich podchodzić.

-Nie przejmuj się. One po prostu już takie są. Idziemy do klasy?

-Tak, pewnie.

Już ostatnia lekcja. Jeszcze trzy minuty. Wytrzymam. Nareszcie ! Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że lekcje się skończyły. Jak najszybciej staram się wyjść ze szkoły. Kieruje się w stronę dworca. Jadąc pociągiem analizuję cały dzień. Myślę o tym, jak się upokorzyłam przy tych dziewczynach. Dlaczego ja do nich podeszłam? Nie mogłam odpuścić i od razu usiąść koło Marty? A właśnie. Marta. Dogaduję się z nią i wydaje się naprawdę miła, nawet słucha tego samego zespołu, co ja i przy niej mogę być sobą, ale inne dziewczyny, one są takie idealne, takie ładne, wszyscy się na nie patrzą i podziwiają. Chcę aby mnie ktoś też czasem zauważył.

Zanim poszłam do domu odwiedziłam kilka sklepów. Później szybko i zwięźle opowiedziałam wszystko mojej mamie. Nadszedł czas na metamorfozę. Wbiegłam do łazienki i zaczęłam się sobie przyglądać. Od czego tu zacząć? Pierwsze, co przykuło moją uwagę to brwi. Nigdy nic z nimi nie robiłam czas je wyregulować. Biorę do ręki pensete i… Ała! Jak to boli ! Musisz być twarda Mała. Jak chcesz być piękna to cierp.

Z brwiami się jakoś uporałam. Teraz jeszcze kilka zabiegów na twarz. Maseczki oczyszczające. I już lepiej wyglądam. Czas do spania. Jutro czeka mnie więcej pracy.

Jest piąta trzydzieści. Musiałam wstać o godzinę prędzej, żeby zdążyć się wyszykować. Jestem taka niewyspana. Czas na makijaż. Biorę puder mamy i nakładam go na twarz. Malowanie się jest takie proste. Dlaczego tego wcześniej nie robiłam ? Teraz pora na kreski na powiekach. Sięgam po czarną kredę do oczu. Przykładam czubek do kącika oka i zaczynam rysować. Nie! Wszystko nie tak! Rysik się złamał. Całą powiekę mam czarną. Wyglądam jak panda. Odwołuję to co wcześniej mówiłam. Makijaż jest czymś okropnym.

Po trzydziestu minutach męczenia się z makijażem przyszedł czas na strój. Wczoraj kupiłam buty na wysokim obcasie. Przecież ja nawet nie umiem chodzić w takich butach. Ubieram czarne spodnie. Jakie one niewygodne. Do tego biała, luźna bluzeczka.

Patrzę w lustro. Chyba było warto. Wyglądam bardzo ładnie i elegancko. Wychodzę z domu prędzej, aby uniknąć komentarzy mamy na temat mojego wyglądu. Biorę nową czarną torebkę w paski i ruszam do szkoły. Idąc czuję, że przykuwam uwagę innych. Jednak nie mogę ukryć, że jest mi strasznie niewygodnie.

Widać już moją szkołę. Jeszcze tylko kilkaset metrów. Moje zmęczone stopy odmawiają mi posłuszeństwa. Zaczynam się potykać i w sekundę ląduję na ziemi. Psia krew ! Dlaczego mi musiało się to przytrafić?! Bycie jednym z klonów zaczyna mieć swoje minusy. Podnoszę się, otrzepuję dłońmi kolana i staram się bez dodatkowych problemów dotrzeć do szkoły. Co one widzą w tych butach? Można w nich sobie nogi połamać.

Docieram do szkoły o dziwo bez kontuzji. To ten moment. Dzisiejszy dzień będzie inny. Błagam w myślach żeby moje nogi wytrzymały te tortury. Wchodzę do szkoły i czuję od razu zmianę, ale nie taką, jakiej się spodziewałam. Pani, która wcześniej się do mnie uśmiechała, patrzy dziś na mnie obojętnie. Kieruję się w stronę mojej sali. Idę korytarzem i znów doznaję szoku. Myślałam, że po przemianie inni przywitają mnie ciepłym spojrzeniem. Jednak odczułam tylko paraliżujące zimno. Martyna nawet na mnie nie spojrzała. Nie. To niemożliwe. Myślałam, że życie klonów wygląda lepiej. No cóż, jest inaczej.

– Świetnie wyglądasz! – „Przywódczyni stada” mnie zauważyła. Może nie wszystko stracone – Piękne buty.

– Bardzo dziękuję. Wczoraj kupiłam.

– Może posiedzisz dziś z nami na przerwach? Nareszcie wyglądasz dość przyzwoicie.

– Tak z wielką chęcią.

Dlaczego ona musi być taka wredna ? Jak można w taki sposób odnosić się do drugiej osoby?  Nie wiem już po co chciałam być taka jak ona. To wszystko przestaje mieć sens. Jednak mam wciąż nadzieję, że pozostałe dziewczyny są normalne.

Właśnie zadzwonił dzwonek na długą przerwę. Wychodzę z klasy i idę w kierunku dziewczyn. Moja radość jest nie do opisania. Aż przestałam czuć pęcherze na moich stopach. Będę mieć wielu nowych znajomych. Czas przyłączyć się do rozmowy.

To jest jakiś żart. Właśnie mam wolną lekcję w czytelni, więc mogę spokojnie pomyśleć o tym, co się wydarzyło na przerwie. Ja do nich nie pasuję. To jest pewne. Ich rozmowa opierała się tylko na makijażu i ubraniach. Ile można o tym rozmawiać ? I tak jak przypuszczałam pozostałe klony są tak samo niemiłe. Już nie wiem, kim mam być. Widzę, że nie są one postrzegane jako miłe osoby. To dlatego czułam na sobie lodowate spojrzenia innych. Wszystko powoli się wyjaśnia. Każda z nich udaje kogoś kim nie jest. Być może już zapomniały, kim są naprawdę.

Nie spałam dość dobrze przez bardzo bolące nogi. To już trzeci dzień szkoły  Wchodzę do niej z podniesioną głową. Pani, która okazała się być portierką, przywitała mnie z  uśmiechem na twarzy. Nie zwracam uwagi na komentarze innych, które słyszę idąc korytarzem. Omijam klony z mojej klasy i ruszam w kierunku Marty.
– Cześć. Źle się zachowywałam przez ostatnie dni. Bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

– Mała ? To Ty ? Wczoraj wyglądałaś trochę inaczej. – Taka reakcja z jej strony była nieunikniona. Muszę jej wszystko wytłumaczyć.

-Tak wiem. Myślałam, że przez to będę lepsza, ale nie czułam się sobą w tamtym wydaniu. Naprawdę bardzo Cię przepraszam. – Czuję ogromny smutek i złość na samą siebie. Dlaczego ja tak postąpiłam ? – Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam.

– A te przeprosiny są od prawdziwej Ciebie czy od klona?– Gdy to mówi widzę uśmiech na jej twarzy. Już wiem, że nie jest na mnie zła.

– W stu procentach ode mnie. – Uśmiecham się do niej i przytulamy się na zgodę.

Za dwa tygodnie koniec roku. Znajomość z Martą stała się już przyjaźnią. Poznałam chłopaka, który lubi mnie taką jaka jestem. Spędzam z nim dużo czasu i może zwykła znajomość przerodzi się w coś więcej. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam pozostać sobą. Nie trzeba udawać kogoś innego, żeby mieć znajomych. Znalazłam kogoś, kto docenił mnie taką, jaka jestem. Banda klonów wciąż trzyma się razem. A ja jestem szczęśliwa, że do nich nie należę.

Brak możliwości komentowania.