Tak jak ja urodziła się w Wilnie w 1940 r i w 1946 r. przyjechała z rodzicami do Szczecina. Spotkałyśmy się po raz pierwszy w 2 klasie szkoły podstawowej, ukończyłyśmy obie to samo I Żeńskie LO w Szczecinie i na koniec studiowałyśmy razem w Wyższej Szkole Rolniczej w Szczecinie.
Po dyplomie i rocznym stażu w RZD Barzkowice Krystyna rozpoczęła pracę w Stacji Chemiczno Rolniczej w Szczecinie. Najpierw w kartografii a już po roku kierowała planowaniem zaopatrzenia województwa w nawozy mineralne. Później badała wartość nawozową podłoży i określała skuteczne i bezpieczne dawki nawozów. Z czasem stała się wybitną specjalistką od nawożenia. Dzięki trafnym poradom uratowała wiele plantacji – ogrodnicy byli Jej bardzo wdzięczni. Wyniki i wnioski ze swoich analiz publikowała w „Nowym Rolnictwie” i innych wydawnictwach branżowych.
W latach 80 była w swojej firmie główną opozycjonistką, rozprowadzała prasę opozycyjną a w 1989 roku założyła zakładowe koło „Solidarności”.
Pracowała w Stacji aż do przejścia na rentę w 1994 roku. Już to jest ewenementem – 30 lat w jednej firmie! Ale Krystyna zawsze była trochę inna, osobna.
Miała swój świat na działce w którą wkładała całe serce, pracę i pieniądze. Miała przez 40 lat psa Darana – zawsze takiego samego (ale nie tego samego) pręgowanego boksera, kolejne koty – w domu i na działce. Nie założyła rodziny ale miała wielu przyjaciół. Wśród nich najbliższego z którym związana była przez kilkadziesiąt lat i który wspierał Ją na wiele sposobów do samego końca. My wszyscy Ją kochaliśmy. Za co?
Za wielkie i specyficzne poczucie humoru, który zachowywała mimo trapiącej Ją przez dziesięciolecia choroby, skomplikowanej sytuacji rodzinnej i – pewnie – osamotnienia. Za vis comica, oddziedziczoną po rodzinie Ojca ( znakomite aktorki Zofia Dobrzańska i Barbara Ludwiżanka). Kryśka potrafiła najzwyklejsze zdarzenia opowiadać w tak komiczny sposób, że zaśmiewaliśmy się do łez.
Za patriotyczne (ale bez zadęcia) przyjęcia, które urządzała w dniu 11 listopada w latach 80-tych w stanie wojennym, ale i za wesołe, pełne wygłupów i suto zakrapiane, coroczne „party w krzakach” t. j. spotkania na działce, które urządzała.
Ja kocham Ją też za wspólne chwile (a właściwie – długie godziny) spędzone w służbówce, która była jej pokojem, na plotkach, gadaniu o ważnych sprawach, czasem wspólnej nauce a czasem na wygłupianiu się. Byłyśmy młode, pełne nadziei i wszystko nas śmieszyło.
Cały czas zachowywała – przynajmniej na zewnątrz – pogodę ducha, mimo, że od wczesnej młodości a właściwie od dzieciństwa cieniem na życiu całej rodziny kładł się fakt, że Jej młodsza siostra Ewa była mocno niepełnosprawna fizycznie i umysłowo. Wymagała całodobowej opieki, którą Mama Krystyny sprawowała z największym oddaniem aż do końca, nie godząc się na umieszczenie córki w specjalistycznej placówce. Krystyna w miarę dorastania pomagała Mamie jak tylko mogła. Po Jej śmierci w 1978 r, kiedy stan Ewy był coraz gorszy Krystyna jako osoba pracująca już nie dawała sobie rady i umieściła Ją w odpowiednim Zakładzie Opieki u Sióstr – gdzie Ewa po niespełna roku zmarła. W domu była jeszcze Ciocia Elwira – starsza siostra Mamy, którą w ostatnich latach życia dopadła postępująca demencja i trzeba się było nią opiekować, obsługiwać i nadzorować. Spadło to na Krystynę. Wywiązywała się z tego jak mogła najlepiej, mimo iż sama już w tym czasie chorowała, miała oddziedziczone po Ojcu tzw. chromanie przestankowe i inne przewlekłe dolegliwości. Ciocia w przebłysku świadomości zdołała jej przed śmiercią w 1994 r podziękować za to, „że Ty jedna jesteś ze mną do samego końca”. Od śmierci Cioci Elwiry Krystyna mieszkała już całkiem sama, borykając się z chorobami. Przeszła na rentę i zajmowała się działką – swoim azylem, kotami, które tam dokarmiała i psem. Myślę, że to był najtrudniejszy okres w Jej życiu, zwłaszcza, że choroby postępowały. Grono przyjaciół się kurczyło, sił ubywało i sprawność malała. Długo nie poddawała się zgorzknieniu. Odwiedzałam Ją w tym czasie – ale teraz wiem, że za rzadko.
Mimo, że nie chciała uczestniczyć w kolejnych zjazdach absolwentów swojego rocznika studiów to jednak miała potrzebę kontaktów z nami. Podczas każdego prawie zjazdu urządzała u siebie nieformalne spotkanie, kilku, kilkunastu koleżanek i kolegów. Zawsze było głośno i wesoło. Ostatnie odbyło się 25 maja 2013. Było trochę spokojniejsze i bardziej melancholijne niż zwykle. Cóż wszyscyśmy się postarzeli. Kryśka była już bardzo słaba – gasła. Mimo to nikt nie przypuszczał, że odejdzie tak szybko – już 23 września.
Nie dorobiła się większych dóbr materialnych ale najcenniejsze co posiadała – duże i dobrze położone w centrum Szczecina mieszkanie własnościowe zapisała w testamencie Fundacji Dom Rodzinny dla Upośledzonych Umysłowo Sierot – miała wielkie serce!
Niech pozostanie w naszej dobrej pamięci!
Krystyna Brzezińska – Naus